Ten odcinek The 100 daje jednoznaczną odpowiedź, co jest mocną stroną finałowego sezonu, a co słabą. Nieporozumieniem jest kwestia Russella opanowanego przez jakiegoś starego dowódcę w mało przekonujący sposób, bo wątek rozwijany jest po linii najmniejszego oporu i wydaje się zbyteczny. Dlatego 3. odcinek między innymi był zaledwie przeciętny. 4. odcinek idący bardziej w stronę budowanej historii z 2. odcinka udowadnia, że The 100 ma jeszcze pazur i ogień, który może wywołać ekscytację. Co ciekawe - zachowanie Clarke i innych w dobie kryzysu z Sanktuarium wręcz wydaje się dziwną oznaką braku konsekwencji. W końcu kwestia Russella i braku żołnierzy mówiła o nadchodzących problemach, a tu wychodzi na to, że można ot tak uciąć temat i skupić się na tym ciekawszym aspekcie serialu. Tworzy to dość specyficzne wrażenie w tym odcinku.
Oczywiście nie jest idealnie, bo pokłosie zachowania Raven z poprzedniego odcinka nadal jest irytującym problemem. Tak jak pisałem, nie było za grosz wiarygodności w zachowaniu bohaterki i jej poczuciu winy i z tego też powodu wałkowanie tego dalej w tym odcinku jest dość kłopotliwe. Na szczęście jest to zarazem też potraktowane na tyle powierzchownie, że Raven jest rzucana w wir akcji i nie ma zbytnio czasu na irytowanie widza jej problemami emocjonalnymi. Szkoda, bo sam motyw ma potencjał, ale wydaje się wręcz sztandarowo popsuty.
Kwestia Echo, Hope i Gabriela kontynuuje dobrą passę z 2. odcinka, bo po raz kolejny udaje się zbudować angażującą i szalenie ciekawą opowieść o budowie międzyludzkiej więzi i podejmowaniu złych decyzji. Cała kwestia, że Echo w kluczowym momencie łamie słowo, by pozornie chronić bliskie jej osoby, jest moralnie wątpliwa, a wręcz powiedzmy sobie szczerze: jest przerażająca. Jest to bardzo utrzymane w klimacie The 100 i pokazuje, jak bardzo twórca nie wierzy w ludzkość. Pomimo nawiązania przyjaźni trwającej latami, w najważniejszym momencie nie miała ona znaczenia dla Echo, która wróciła do tego, co zawsze było zmorą, i wykazała się brakiem człowieczeństwa. Wiem, że z jednej strony jest to trochę wtórne, bo twórca takimi rozwiązaniami powtarza się i nie zaskakuje, ale z drugiej strony pasuje też do konwencji. Coraz bardziej powstaje tutaj sugestia, że nie ma nadziei dla ludzkości.
Dzięki temu odcinkowi dowiadujemy się o wiele więcej o anomalii, jej działaniu, sieci połączeń i technologii. Dzięki temu The 100 znowu potrafi zaciekawić i pokazać potencjał 7. sezonu. Zwłaszcza w kwestii tego, jak Clarke jest ważna dla tajemniczego kultu. Jeśli twórcy na tym się skupią, szybko zamykając mdły wątek Sanktuarium, The 100 może się rozkręcić i dostarczyć wielu emocji. Cliffhanger pokazuje, że komplikacja tym razem potrafi zaintrygować.
The 100 w końcu dostarcza emocji, ale przede wszystkim proponuje ciekawą, angażującą historię. Jeśli to traktować za punkt wyjścia dla dalszej części sezonu, można czuć optymizm.