The 100: sezon 7, odcinek 4 - recenzja
The 100 w końcu łapie wiatr w żagle, pokazując mocne strony 7. sezonu. I tym samym wiemy też, co jest nieporozumieniem nowej historii.
The 100 w końcu łapie wiatr w żagle, pokazując mocne strony 7. sezonu. I tym samym wiemy też, co jest nieporozumieniem nowej historii.
Ten odcinek The 100 daje jednoznaczną odpowiedź, co jest mocną stroną finałowego sezonu, a co słabą. Nieporozumieniem jest kwestia Russella opanowanego przez jakiegoś starego dowódcę w mało przekonujący sposób, bo wątek rozwijany jest po linii najmniejszego oporu i wydaje się zbyteczny. Dlatego 3. odcinek między innymi był zaledwie przeciętny. 4. odcinek idący bardziej w stronę budowanej historii z 2. odcinka udowadnia, że The 100 ma jeszcze pazur i ogień, który może wywołać ekscytację. Co ciekawe - zachowanie Clarke i innych w dobie kryzysu z Sanktuarium wręcz wydaje się dziwną oznaką braku konsekwencji. W końcu kwestia Russella i braku żołnierzy mówiła o nadchodzących problemach, a tu wychodzi na to, że można ot tak uciąć temat i skupić się na tym ciekawszym aspekcie serialu. Tworzy to dość specyficzne wrażenie w tym odcinku.
Oczywiście nie jest idealnie, bo pokłosie zachowania Raven z poprzedniego odcinka nadal jest irytującym problemem. Tak jak pisałem, nie było za grosz wiarygodności w zachowaniu bohaterki i jej poczuciu winy i z tego też powodu wałkowanie tego dalej w tym odcinku jest dość kłopotliwe. Na szczęście jest to zarazem też potraktowane na tyle powierzchownie, że Raven jest rzucana w wir akcji i nie ma zbytnio czasu na irytowanie widza jej problemami emocjonalnymi. Szkoda, bo sam motyw ma potencjał, ale wydaje się wręcz sztandarowo popsuty.
Kwestia Echo, Hope i Gabriela kontynuuje dobrą passę z 2. odcinka, bo po raz kolejny udaje się zbudować angażującą i szalenie ciekawą opowieść o budowie międzyludzkiej więzi i podejmowaniu złych decyzji. Cała kwestia, że Echo w kluczowym momencie łamie słowo, by pozornie chronić bliskie jej osoby, jest moralnie wątpliwa, a wręcz powiedzmy sobie szczerze: jest przerażająca. Jest to bardzo utrzymane w klimacie The 100 i pokazuje, jak bardzo twórca nie wierzy w ludzkość. Pomimo nawiązania przyjaźni trwającej latami, w najważniejszym momencie nie miała ona znaczenia dla Echo, która wróciła do tego, co zawsze było zmorą, i wykazała się brakiem człowieczeństwa. Wiem, że z jednej strony jest to trochę wtórne, bo twórca takimi rozwiązaniami powtarza się i nie zaskakuje, ale z drugiej strony pasuje też do konwencji. Coraz bardziej powstaje tutaj sugestia, że nie ma nadziei dla ludzkości.
Dzięki temu odcinkowi dowiadujemy się o wiele więcej o anomalii, jej działaniu, sieci połączeń i technologii. Dzięki temu The 100 znowu potrafi zaciekawić i pokazać potencjał 7. sezonu. Zwłaszcza w kwestii tego, jak Clarke jest ważna dla tajemniczego kultu. Jeśli twórcy na tym się skupią, szybko zamykając mdły wątek Sanktuarium, The 100 może się rozkręcić i dostarczyć wielu emocji. Cliffhanger pokazuje, że komplikacja tym razem potrafi zaintrygować.
The 100 w końcu dostarcza emocji, ale przede wszystkim proponuje ciekawą, angażującą historię. Jeśli to traktować za punkt wyjścia dla dalszej części sezonu, można czuć optymizm.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat