Pierwsza część finału, czyli 12. odcinek, opiera się na trochę nudnym schemacie. Od początku serialu wiadomo było, że Murphy będzie przysparzać problemów, a jego decyzje nie zawsze będą zgodne z logiką. Można założyć, że zabicie rannego kompana jest podyktowane dobrymi intencjami. Murphy prawdopodobnie wychodził z założenia, że jedynie skraca cierpienia konającego człowieka, którego jęki mogłyby zdradzić ich pozycję. Oczywiście jest to trochę pokręcony tok myślenia, ale raczej nie zabił go dla czystej przyjemności. Niestety, reszta wątku to już ograna klisza, która nudzi, nie porywa i momentami irytuje. Nawet jeśli bohater chciał dobrze, koniec końców jego decyzje sprawiły więcej problemów. Satysfakcję przynosi scena ukarania Murphy'ego przez tubylców - nie wiadomo, czy to przeżył, ale należało mu się.

Jak w 12. odcinku historia na stacji przynudza i męczy ckliwością, tak w 13. dzieje się dużo. Przeczuwałem, że jedynym rozwiązaniem będzie zrzucenie stacji na Ziemię i liczenie na szczęście. Realizacja tego pomysłu wygląda nieźle, a twórcy wykazują się wesołą zabawą banałem. Zwróćmy uwagę na scenę, w której Kane decyduje się poświęcić. Łzy rozpaczy, patos i nagle bum - znowu ładny zwrot, który ostatecznie zmienia całą pretensjonalność sekwencji w coś innego. Chociaż nie widać szans na przeżycie kanclerza, tajemniczy mieszkańcy Ziemi mający technologię mogą sugerować tutaj odpowiedź. Skoro dysponują placówką medyczną i sprzętem, może też mogą podlecieć do stacji i zabrać Jaha? Jest to temat wart analizy w drugim sezonie.

Początek walki o obóz jest trochę zbyt przewidywalny i sztampowy. Twórcy realizują ją po linii najmniejszego oporu, pokazując zwyczajną taktykę wojny psychologicznej i marnowania amunicji. Wydaje się to zbyt proste, ale jednocześnie pokazuje w końcu bohaterów takich, jakimi są - to dzieci, które niczego nie wiedzą o świecie. Reakcje spanikowanych nastolatków są naturalne, bo naprzeciw siebie mają wojowników, dla których nie jest to pierwsza bitwa. Zabawnie w tych scenach prezentuje się Octavia, która nagle staje się samurajem.

[video-browser playlist="634000" suggest=""]

Po sygnale do ataku The 100 wznosi się na wyżyny seriali młodzieżowych, dostarczając wrażeń, emocji i akcji na niezłym poziomie. Jest dobry klimat potęgowany przez pomysłową realizacje opartą na niezbyt wielkim budżecie. Cieszy fakt pojawienia się innego rodzaju mieszkańców Ziemi, którzy wyglądają na trochę zmutowanych i bez wątpienia są ludożercami. Walka jest krótka, ale treściwa, odpowiednio krwawa i z wybuchową kulminacją. W scenach tych widać interesujące różnice między postaciami serialu: tytułowi bohaterowie są zwyczajni, cherlawi i dziecięcy, a tubylcy - wielcy, twardzi i można uwierzyć, że potrafiliby zabić kogoś gołymi rękami.

Finał sugeruje pozbycie się kilku postaci związanych z wątkami miłosnymi. Ucieszyłaby śmierć Finna, który jest jednym z najsłabszych punktów programu, ale Bellamy mógłby przeżyć, bo dojrzał i stał się postacią ciekawszą. Chociaż grafika promocyjna drugiego sezonu zwiastuje ich powrót, miejmy nadzieję, że przynajmniej Raven poświęciła swoje życie i trójkąt miłosny przestanie wprowadzać niepotrzebne zamieszanie.

The 100 to produkcja niezła, która w odróżnieniu od Star-Crossed potrafi pokazać widzom, że stacja The CW jest w stanie bawić się konceptem science fiction. Premierowy sezon zapewniał niezłą rozrywkę i zakończył się dobrym finałem, który zwiastuje, że The 100 ma jeszcze wiele do zaoferowania. Cliffhanger zdecydowanie to obiecuje.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj