The Affair to produkcja bardzo specyficzna. Narracja, która prowadzona jest z pewnej perspektywy, stawia różne mocne ograniczenia. Bo nie wiadomo, czy w ciągu tych 10 odcinków, które zobaczymy w tym sezonie, wszystko się wyjaśni i dowiemy się, kto zginął, kto jest temu winny i czyja wersja jest bliższa prawdy. Może tak się stać (i chyba byłaby to najwłaściwsza opcja), ale to praktycznie zamyka twórcom możliwość kręcenia kolejnych sezonów, bo przecież nie ma już czego opowiadać. Chociaż znając Showtime, to The Affair będzie ciągnięte, aż wszyscy ten serial znienawidzą.

Ale przejdźmy do samego odcinka. Romans między Noah a Alison kwitnie, choć to w wersji głównego bohatera relacje te są głębsze. Pierwsza część pokazuje zdecydowanie więcej zbliżeń, jednak to wersja bohaterki jest bardziej romantyczna. Całość wciąż opiera się na tym, że strona przeciwna jest tym "złym" i nakłania do zdrady, aczkolwiek w obu wersjach coraz lepiej widać, że Noah i Alison nie mogą przestać o sobie myśleć i coraz trudniej znaleźć winnego całej sytuacji. Szczególnie że nikt z tej dwójki nie jest kreowany na bohatera negatywnego – Noah nie czuje się szczęśliwy w swoim małżeństwie, podobnie jak Alison. Nic dziwnego, że odnajdują w sobie coś nowego, lepszego. Ale jak łatwo można się domyślić (nawet nie wiedząc, jak się to dalej potoczy), idylla długo trwać nie będzie.

W The Affair przeszkadzają dwie rzeczy. Pierwsza z nich irytowała mnie już od samego początku, z czasem jednak przyzwyczaiłem się do niej; drugi element w 1. odcinku mnie zachwycił, aktualnie już denerwuje. Chodzi o ukazywanie dwóch wersji wydarzeń, które różnią się od siebie kompletnie, jeśli chodzi o detale, oraz o przedłużanie odkrycia przed widzami prawdy o tym, dlaczego bohaterowie są przesłuchiwani. Jeśli chodzi o ten pierwszy element – uważam, że jest to niemożliwe, by dwójka bohaterów podawała tak sprzeczne wersje wydarzeń; nawet jeśli kłamią lub nie pamiętają dokładnie, to nie ma takiej możliwości, by wersje były tak od siebie różne, przez to serial traci odrobinę na wiarygodności. Na szczęście w 3. odcinku nie jest to już tak denerwujące, a nawet momentami bywa dość interesujące. Szczególnie że wydaje mi się, iż wersja Noah jest bliższa prawdy, gdyż widzi on plaster na udzie Alison, a w wersji kobiety pokazana jest scena przyklejania opatrunku. Ale w drugiej części historii bohaterka nosi spodnie, więc nie ma możliwości, by Noah to zobaczył. Ergo, Alison kłamie.

[video-browser playlist="632970" suggest=""]

Drugi element irytuje mnie sztucznością i wymuszoną epizodycznością historii. Rozumiem, że trzeba widzów utrzymywać przy ekranie, jednak kończenie każdego epizodu obietnicą, że już wkrótce wszystko się wyjaśni, potrafi zmęczyć. Już wolałbym, żeby takie teksty w ogóle nie padały. Zamiast stosować co odcinek taki zabieg, można po prostu pokazać ciągłość przesłuchania. Na pewno nie ma co rezygnować ze scen w tym pokoju, bo czuję, że wkrótce wydarzenia z "teraźniejszości" będą równie interesujące co retrospekcje.

Na szczęście Ruth Wilson i Dominic West cały czas fantastycznie kreują swoje postacie – w każdej wersji odrobinę inaczej. Ja jednak zamiast śledzić z wypiekami na twarzy relacje między Alison i Noah, większą przyjemność czerpię ze scen z Noah i Bruce'em. Fani Prawa ulicy oczywiście wiedzą, o co chodzi.

Czytaj również: Wysoka widownia "The Walking Dead", bardzo niskie wyniki "The Affair"

The Affair na razie ogląda się bardzo dobrze i jest to jedna z moich ulubionych premier tego sezonu, aczkolwiek dobrze by było, gdyby twórcy odkryli przed widzami odrobinę więcej kart. Z pewnością na to jest czas, ale ja niespecjalnie lubię być wodzony za nos. Aktualnie pytania "kto?" "kogo?" i "dlaczego?" są dla mnie mało interesujące. Ciekawsze są same punkty widzenia bohaterów oraz to, że różnice między historiami mogą być najlepszymi dowodami w procesie rozwiązywania zagadki. Jest co analizować!

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj