The Crossing. Przeprawa w dwóch najnowszym odcinkach wprowadza do narracji formę retrospekcji. Działa to na korzyść serialu, bo pomaga pogłębić historię i poszerzyć poszczególne wątki. Niestety nie jest to lekarstwo na infantylizm i trywialność w fabule. Tutaj wciąż nie ma dużych zmian.
Dzięki retrospekcjom poznajemy dwie kluczowe historie. Pierwsza dotyczy grupy uchodźców z przyszłości, którzy przybyli w 2008 roku. Druga, przedstawia przeszłość głównego bohatera – Jude’a Ellisa. Poznajemy wydarzenia, które rozbiły jego rodzinę i zakończyły dobrze zapowiadającą się karierę w policji. Oba wątki dostają dużo czasu ekranowego i całe szczęście że tak się dzieje, bo sprawia to iż dryfujący po mieliznach fabularnych serial, wreszcie wkracza na szerokie wody.
Retrospekcje pokazują przeszłe wydarzenia, dzięki czemu jesteśmy w stanie trochę lepiej zrozumieć działania obu grup uciekinierów oraz poznać i polubić protagonistę. Serial nie próbuje zbyt głęboko wchodzić w psychologię postaci. Nie rozszerza ich mentalności, nie wnika w meandry osobowości. To nie jest
Lost, gdzie retrospekcje były kluczem do zrozumienia bohaterów. Tutaj służą one do czytelnego posegregowania wydarzeń, tak aby widz czasem się nie pogubił w coraz większym natłoku wątków.
Z każdym odcinkiem ich liczba się powiększa. Taki zabieg również działa na korzyść serialu, bo dzięki temu odnosimy wrażenie, iż obcujemy z czymś dużym i bardzo rozbudowanym. Na tym etapie opowieści, motywem przewodnim serialu jest przybycie uchodźców i związane z tym tajemnice, które próbują rozwikłać poszczególne służby z teraźniejszości. Do tego dochodzi misja wcześniejszych przybyszów, wątek rodzinny Ellisa oraz jego kłopoty osobiste. Dodatkowo śledzimy problemy społeczne w obozie, przygody wewnątrz trójkąta miłosnego pomiędzy kobietą z enklawy, strażnikiem i mieszkańcem wioski, historię dziewczynki zarażonej wirusem i jej matki z Apex, losy śmiertelnie chorej pani doktor, oraz działania brutalnego terminatora działającego wśród przybyszów w obozie. Jak widać, liczba historii nie jest mała, co może imponować, szczególnie kiedy przypomnimy sobie początek serialu, gdzie całość sprawiała wręcz kameralne wrażenie.
The Crossing ładnie się rozrasta. Szkoda tylko, że jakość fabularna wciąż nie zachwyca. Każdy z wyżej wymienionych wątków, mimo że złożony z kilku warstw, nie niesie ze sobą większej wartości merytorycznej i artystycznej. Twórcy prowadzą nas z punktu A do punktu B za rączkę, skąpiąc zaskoczeń i niespodzianek. Momentami również scenariusz niedomaga. Widać to szczególnie w przypadku Reece, latającej tam i z powrotem bez większego celu. Oczywistym jest fakt, że wątek ten prowadzi do niechybnego spotkania matki i córki, jednak w międzyczasie trzeba w jakiś sposób zagospodarować obie postacie. O ile córka, leżąc podłączona do kroplówek, nie ma wielkiego pola do popisu, to historia Reece zdecydowanie mogła zostać napisana lepiej.
Twórcy próbowali nadrobić słabsze momenty w retrospekcji dotyczącej wcześniejszych przybyszów. Grupa idealistów, pragnących uratować przyszłość zmaga się z wewnętrznymi problemami i musi odpowiednio zareagować na nadejście drugiej grupy uchodźców. Serial oczywiście nie wychodzi tutaj mocno poza sztampę, jednak chwała mu za to, że tym razem stawia na bardziej rozbudowane dialogi, z których widz może się dowiedzieć dużo na temat motywacji, ambicji i oczekiwań przedstawicieli obu ekip.
Bardzo interesujący jest fakt, że przybysze swoimi działaniami w przeszłości, w pośredni sposób doprowadzają do apokaliptycznej przyszłości, z której pochodzą. Twórcom udaje się (bardzo możliwe że nieświadomie) wygenerować niezwykle ciekawe i oryginalne podłoże fabularne, na bazie którego może toczyć się opowieść o zależnościach poszczególnych rzeczywistości i tak zwanym efekcie motyla.
Dobrze prezentuje się również historia Jude’a, która chyba jak do tej pory najgłębiej wnika w psychologię bohaterów. Tragiczna sytuacja z przeszłości, trudne relacje z żoną, miłość do syna oraz uzależnienie od środków przeciwbólowych to kolejny fabularny schemat, ale dobrze że udaje się pokazać Jude’a trochę z inne strony. Po raz kolejny ten bohater lepiej wypada w motywach obyczajowych niż sensacyjnych, choć momentami można odnieść wrażenie, że
Steve Zahn nie do końca odpowiednio wczuwa się w rolę.
Pozostałe fabularne eksploracje nie wywołują większych emocji. Prawie w każdym segmencie rzuca się w oczy przewidywalność, która zabija pozornie dobre pomysły. Marshall, ofiara wypadku samochodowego spowodowanego przez pierwszą grupę przybyszów, zostaje wplątany w wątek miłosny rodem z
Melrose Place. Caleb, mężczyzna z przeszłością, z przyszłości, to typowy osiłek, który najpierw zrobi, a potem pomyśli. Dobry materiał na antagonistę filmu akcji klasy B, z
Chuck Norris w roli głównej. Dr Sophie Forbin cierpiącą na wadę serca, wprowadzono do opowieści chyba tylko po to, aby została uleczoną przez Reece, co miałoby udowodnić, że Apex nie jest wcale takie złe. Jedynym wciąż intrygującym motywem jest los jaki spotkał agentkę Emmę Peraltę. Czy bohaterka rzeczywiście zginęła i na stałe odeszła z serialu? A może usilne poszukiwania prowadzone przez Jude’a dadzą w końcu jakiś wynik?
The Crossing z produkcji marnej, awansował na poziom konwencjonalnego średniaka. Serial da się obejrzeć bez uczucia żenady i momentami nawet z ciekawością, ale bardziej wybredny widz, zniechęci się zapewne już przy pierwszej fabularnej kalce. Retrospekcje z dwóch omawianych odcinków robią dobrą robotę i pozwalają oglądającym wczuć się w historię. Bądź co bądź, świat
The Crossing miarowo się rozrasta, co jest optymistycznym prognostykiem na przyszłość.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h