Dlaczego już na samym początku koncentruję się na jednej konkretnej postaci? Ponieważ wraz z kolejnym odcinkiem The Exorcist przekonuję się, że postać grana – doskonale, nawiasem mówiąc - przez Bena Danielsa jest motorem napędowym tego serialu. Niczym detektyw śledzi wydarzenia dziejące się wokół niego, jak i ojca Thomasa. Wydaje się, że jedynie on zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje – nawet mimo sceptycyzmu swoich zwierzchników... Obraz Kościoła zresztą jest naprawdę ciekawie nakreślony i tworzy jednolity obraz. Biskup pomocniczy, do którego zwracał się o opinię czy poradę ojciec Thomas, z uporem maniaka skłania się ku opcji skierowania ofiary opętania do psychiatry. Instytucjonalnie natomiast, w obliczu nadchodzącej wizyty Papieża, mamy obraz Kościoła pełnego przepychu, pewnej elitarności i transcendencji, jakby zwykły człowiek był na marginesie tego, co dzieje się na samych szczytach władzy duchownej. Księża wożą się luksusowymi samochodami i są nieodstępowani na krok przez ochronę. Scenarzyści w ten sposób nakreślili jakby drugi front walki głównych bohaterów. Nie dość, że muszą stoczyć wojnę z diabelskimi siłami, to jeszcze, aby zrobić to skutecznie, muszą posłużyć się Majestatem Chrystusa, który rzecz jasna ustanowił Kościół, w tym wypadku zupełnie niewspierający swoich braci prezbiterów. Ironia, prawda? W tym odcinku po raz kolejny pokazana jest wielowątkowość całej historii. Tutaj jeden, konkretny przypadek opętania jest częścią większej operacji – militarny żargon nieprzypadkowy. Jak to bowiem stwierdził ojciec Marcus: „Demon się przyczaja”. Dlaczego mówię o swoistej operacji? Na pierwszy rzut oka widać, jakie zło dzieje się w całej otaczającej głównych bohaterów rzeczywistości. Ben Daniels słowami swojej postaci jasno powiedział, że demony wymieniają się informacjami. Coś musi być na rzeczy, kwestią czasu jest więc finałowe starcie sił ciemności ze sługami Chrystusa wykraczające daleko poza tylko jeden, konkretny przypadek opętania. Wizualnie produkcja wciąż utrzymuje niezły poziom. Szczególnie podobały mi się ujęcia, w których jasno zestawiano „diaboliczne” omeny z bilbordami zapowiadającymi przyjazd Papieża - „He is coming” rozumiane w „diabelskim” kontekście naprawdę robiło wrażenie. Twórcy w dalszym ciągu stawiają na chłodną kolorystykę, która świetnie pasuje do klimatu historii. Całość dopełnia ciekawie dobrana muzyka, świetnie współgrająca z tym, co widzimy. Niektóre fragmenty brzmią niczym echo poprzedniej epoki, postrzegane przeze mnie jako ukłon twórców serialu w stronę filmowego pierwowzoru. Pomimo niewątpliwych zalet The Exorcist ma pewne problemy. Nie zaskakują niektóre rozwiązania fabularne, które na razie nie nadają serialowi nadmiernej dynamiki. Dobre tempo zachowane jest jedynie w momentach interakcji głównych bohaterów z demonami. Pod tym względem serial jest nierówny. Jestem jednak pozytywnie nastawiony, bo wydarzenia, a zwłaszcza finał tego odcinka, jasno sugerują, że akcji będzie coraz więcej. Let 'Em In, jak wspomniałem na początku, w dużej mierze koncentruje się na postaci ojca Marcusa - „Broni Kościoła”, niepokornego sługi, którego Kościół formalnie zakuł w kajdany. Pierwsze odcinki jasno wskazują, że ciężar historii spoczywa na postaci granej przez Bena Danielsa, co poczytuję jako zaletę. Dobrze jest zobaczyć niestandardowe podejście do księdza na wskroś ludzkiego i jego zmagań z szatanem. The Exorcist, nie tylko z tego powodu, utrzymuje dobry poziom i nic nie wskazuje na obniżkę formy. Powiem więcej: wciąż widzę niewykorzystany potencjał i jestem przekonany, że będzie jeszcze lepiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj