Już za tydzień dwugodzinny finał trzeciego sezonu, a The Expanse poważnie zwalnia tempo. Podobnie jak statki dryfujące wewnątrz Pierścienia, tak i fabuła serialu traci zawrotną prędkość wypracowaną w poprzednich odsłonach i każe bohaterom uporać się z zaistniałym stanem rzeczy. Obserwujemy więc, jak z nagłym wyhamowaniem pojazdów kosmicznych i zmianami w grawitacji radzą sobie poszczególni bohaterowie. Wszystkie wątki, które napędzały fabułę schodzą na dalszym plan, a motywem przewodnim staje się opowieść o ludziach próbujących poradzić sobie w ekstremalnie trudnej sytuacji. Największym problemem odcinka zatytułowanego Fallen World jest to, że bez szkody dla serialu mogłoby go spokojnie nie być. Z czym nowym zostajemy po napisach końcowych bieżącej odsłony? Jedyną istotną kwestią wydaje się zmiana statusu Behemotha, który stając się azylem dla pokiereszowanej floty, zyskuje na znaczeniu. Pozostałe wątki, takie jak przybycie Naomi na Rocinante, znamiona buntu na transportowcu Bobbie Draper czy przebudzenie Holdena, można było pokazać zwięźlej i bez sztucznie wykreowanego dramatyzmu. W dynamiczniejszym odcinku motywy te zajęłyby góra kilkadziesiąt sekund, ustępując miejsca bardziej rozbudowanej konstrukcji fabularnej. Co gorsza, niektóre dobrze zapowiadające się wątki ulegają swoistej degradacji. Historia Melby i Anny w omawianym odcinku traci na dramatyzmie i przestaje wywoływać emocje. O ile jeszcze śmierć Tilly udaje się pokazać w sposób obrazowy i przekonujący, to przybycie Melby na Roci i następujące tam wydarzenia to już kuriozum. Jednym z najgorszych momentów w serialu jest interwencja Anny w trakcie walki Naomi z Clarissą. Sama potyczka nie imponuje choreografią, a niespodziewane pojawienie się duchownej to chyba pierwszy tak ewidentny skok przez rekina w wykonaniu twórców The Expanse. Zbolały wyraz twarzy Anny w skafandrze kosmicznym, po tym jak ratuje życie Naomi, idealnie obrazuje tandetność tego segmentu. Szkoda, że rola Anny w najnowszym odcinku jest tak mało rozbudowana. Bohaterka pojawia się dość często na ekranie, ale tym razem nie jest generatorem ciekawych egzystencjalnych zagadnień, a raczej elementem uzupełniającym wątek Melby. Dzięki niej mamy też możliwość zobaczyć ogrom zniszczeń na statku Narodów Zjednoczonych. Razem z nią przemieszczamy się po zdewastowanych korytarzach Thomasa Prince’a, znajdując ofiary systemu obronnego Pierścienia. Niestety przerażenie widniejące na twarzy doktor Volovodov bardziej śmieszy, niż wzbudza emocje. Maniera aktorska Elizabeth Mitchell wciąż pozostawia wiele do życzenia, przez co jej mimika może irytować. Dość dyskusyjnie wypada też sekwencja z Ashfordem i Drummer uwięzionymi wewnątrz ładowni Behemotha. Z jednej strony, niezwykle przyjemnie słucha się rozmów pomiędzy tymi charakterystycznymi postaciami. Oboje dostają wystarczającą ilość czasu ekranowego, abyśmy mogli ich dobrze poznać. Z drugiej jednak strony, trwa to nieco za długo. Bez szkody dla wątku można było wyciąć z tego segmentu kilka długich minut. Finalne rozstrzygnięcia też są mało zaskakujące, choć dla dobra załogi równie dobrze mógł się poświęcić Ashford. Fajnie, że udało się w rozmowie oficerów naświetlić kilka szczegółów fabularnych dotyczących społeczności Pasiarzy. Tego typu motywy służą worldbuildingowi, przy założeniu jednak, że nie usypiają widzów monotonnym i mało finezyjnym serwowaniem treści. Oczywiście w omawianym epizodzie miało miejsce też wiele bardzo ciekawych motywów. Świetnie wypada scena pożaru na statku Naomi w stanie nieważkości. Twórcy pod względem technicznym w umiejętny sposób przedstawiają pokłosie wydarzeń z poprzedniego odcinka. Również fabularnie zostaje to całkiem nieźle skonstruowane. Wyobraźmy sobie  podróż samolotem, który niespodziewanie się zatrzymuje. Pechowcy bez zapiętych pasów nie mają wielkich szans na przeżycie. Tak jak mówi jedna z członkiń załogi Draper – Pierścień zafundował wszystkim prawdziwe ludobójstwo. Stan nieważkości i efekt wyhamowania prędkości to motywy robiące wielkie wrażenie, stanowiące smakowity kąsek dla każdego miłośników science fiction. Mimo że opowieść nie posuwa się do przodu, fani takiej estetyki z pewnością nieźle się bawili, obserwując wydarzenia na statkach dotkniętych anomalią, próbując przy okazji przenalizować pod względem naukowym zaistniały stan rzeczy. Fabularnie mamy tu jednak do czynienia z dygresją i charakterystycznym dla przedostatnich odcinków momentem na głęboki oddech przed finałowymi rozstrzygnięciami. Mimo to całość robi dobre wrażenie, a jedyne co może razić, to głupkowate (nie bójmy się tego słowa użyć) zagospodarowanie doktor Volovodov. Miejmy nadzieję, że po przybyciu na Rocinante bohaterka ta nie stanie się kolejną z wielu mniej znaczących postaci i wpłynie na fabułę w intrygujący sposób, jak to miała wcześniej w zwyczaju.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj