The Flash zazwyczaj rozczarowuje wtedy, gdy scenarzyści skupiają się na tworzeniu małych, zamkniętych fabuł z cyklu "metaczłowiek tygodnia", bo wtedy też popadają w przewidywalne schematy, a cała ich kreatywność skupia się na wymyśleniu, jakie moce powinien mieć nowy przeciwnik Flasha. Na szczęście, gdy postanawiają pchnąć do przodu wątek przewodni serialu albo po prostu mają pomysł na zejście z utartych ścieżek, robi się naprawdę ciekawe. Przykładem tego jest 9. odcinek 1. sezonu, czyli jesienny finał The Flash.
Jego najważniejszym punktem było oczywiście pojawienie się Reverse-Flasha, czyli arcywroga głównego bohatera, i starcie dwóch najszybszych ludzi na świecie, które – w przeciwieństwie do poprzednich potyczek z innymi metaludźmi – było naprawdę emocjonujące. Przede wszystkim dlatego, że nasz bohater rzeczywiście zmaga się z tym przeciwnikiem. To nie powtórka z poprzednich odcinków, gdzie Flash w pierwszym spotkaniu z metaczłowiekiem zbierał bęcki, by wrócić do przyjaciół, pogłówkować i już w kolejnym starciu być górą – tutaj jest inaczej, czuje się grozę i powagę sytuacji, a potęga Reverse-Flasha podnosi stawkę i emocje. (Równać się z tym może chyba tylko walka z Arrowem, bo choć jej wynik był przewidywalny, cieszyła pomysłowa choreografia starcia.)
[video-browser playlist="632676" suggest=""]Nieco zaskakuje sama końcówka, czyli tradycyjna już scena z doktorem Wellsem w jego "tajnym pokoiku" – to, co tam zobaczyliśmy, najprawdopodobniej jest jakąś podpuchą, bo aż nie chce się wierzyć, że scenarzyści postanowili tak szybko odkryć karty, jeżeli chodzi o jedną z najważniejszych zagadek produkcji. A może jednak? Może to zagranie mające pobudzić nasze zainteresowanie serialem i sprawić, że pozostanie w naszych głowach aż do powrotu na antenę pod koniec stycznia? Chyba to drugie, bo zwłaszcza scena z pułapką w tym kontekście rodzi wiele, wiele pytań.
Co ciekawe, również inne elementy produkcji jakby się zgrały i wzniosły na wyższy poziom, by dorównać wadze tego spotkania. Nawet Iris, konsekwentnie wymieniana jako największa wada serialu, w tym konkretnym odcinku spisała się bardzo dobrze - ona i Barry wreszcie zaliczyli też ważną i wyczekiwaną scenę. Najciekawszy był jednak całkowicie zepchnięty na dalszy plan, ale zaskakujący i intrygujący wątek Firestorma, czyli kolejnego metaczłowieka, który pojawia się na chwilę, by zapewne później odegrać w tej historii znacznie większą rolę.
Cieszy też, że scenarzyści wreszcie się zdecydowali i doszli do jakiś wniosków odnośnie mocy Flasha oraz ich zakresu – od odcinka "The Power Outage" nasz bohater nie tylko przyśpieszył, ale również zorientował się, że gdy ktoś chce go uderzyć czy do niego strzelić, wypada zrobić unik, korzystając z nadludzkich zdolności. Niech będą konsekwentni, a może otrzymamy wiele efektownych scen.
Czytaj również: "The Flash" - twórcy o kolejnych odcinkach 1. sezonu
9. odcinek 1. sezonu przede wszystkim pokazuje nam, jak efektownym i przyjemnie rozrywkowym serialem może być The Flash, jeżeli tylko twórcy się przyłożą i przestaną myśleć schematami. Czekamy na ciąg dalszy.