The Gifted to doskonały przykład scenariuszowej nieumiejętności, chaosu, braku sensu w historii i jakiekolwiek pomysłu na to, by to mogło zaciekawić. Każdy wątek to wałkowanie jakichś określonych postaw w sposób kiczowaty, banalny i czasem strasznie irytujący. W tym przoduje historia Thurnderbolta, która jest pasmem absurdu, kiepskiego aktorstwa (ten gniew bohatera wpisany w scenariusz był  bezmyślny, a aktor nie potrafił nic z tego wyciągnąć, a wręcz pogłębiał problem) i fabularnej głupoty. Scena, w której Thunderbolt poświęca się, stając na przeciw ciężarówki, miała pewnie zdaniem twórców wywołać emocje, a może jedynie sprawić, że prychniemy śmiechem politowania. Dlaczego tylko stanął i nic więcej nie robił, dając się zepchnąć? Czemu napastnicy nic nie robili, tylko przez ileś tam minut pchali go na ścianę? Nie wiem, czy w tym sezonie był bardziej wymuszony i tępy wątek. Z tym też powiązane bardzo zbytecznego agenta Turnera, którego obecność w tym sezonie to nieporozumienie. U Struckerów dalej to samo pasmo ckliwości, poważnych spojrzeń i pustki w oczach. Ich zdanie sobie sprawy z tego, co knuje pani doktor doprowadza do karygodnego rozwiązania fabularnego. Mniejsza już o to, jak doświadczeni Struckerowie podeszli do sprawy zniszczenia fiolek i jak kiepsko twórcy pokazali ich moralny dylemat. Każdy kolejny etap to oczywistości, snucie wątków po linii najmniejszego oporu i kicz. Ta ostatnia scena, w której "przyjaciel" Lauren po głupim komentarzu pani doktor decyduje się im pomóc, nie ma żadnego sensu. To absurd wymuszony przez widzimisię scenarzystów. I jeszcze wyraźne podkreślenie, że chyba producenci widzą, co się dzieje scenariuszowo, bo taniość aż biła z oczu. Cięcia budżetowe w stosunku do poprzedniego sezonu są aż nadto widoczne.
fot. Jace Downs/FOX
+10 więcej
Andy i Rebecca siedzą na drzewie i się całują. W jakimś sensie cały ten wątek miłosny może być inspirowany ot tak prostymi słowami. Za grosz w tym uczucia, a nastoletnia naiwność Andy'ego na tym etapie serialu jest wręcz uwłaczająca dla inteligencji widza. Ten moment, w którym Andy twierdzi, że Rebecca nie chciała zabić 30 osób, może wywołać salwy śmiechu. Przecież wszyscy widzieliśmy, co zrobiła oraz co po tym powiedziała. A może to kwestia charakteru Struckerów, którzy odrzucają bolesne rzeczy z pamięci? W końcu jego matka gadała takie same głupoty na jego temat, choć wszyscy na około wiedzieli, że on odszedł dobrowolnie, a nie został porwany. Trudno więc traktować to poważnie, jak z fatalnego romansu robi się kolejna wada serialu The Gifted. Jeszcze wszystko doprowadziło do wielkiego smutku Andy'ego, bo zabił dziewczynę. Tak wielkiego, że płacze, nie przelewając nawet kropli łzy... Jak aktor wyraźnie sobie nie radzi, mogli mu dodać te łzy efektami komputerowymi, bo ten smutek nie jest w ogóle przekonujący. Ostatecznie dostajemy odpowiedź na pytanie, jaki jest w ogóle plan Reevy. Ścieżka do niego była niewątpliwie bolesna dla widzów. Pasmo kiczu, absurdu i przygłupiastych wątków, które czasem wyglądają jak mdła telenowela. Bez charakteru, serca, emocji, pomysłu, scenariusza, wyrazistych postaci i reżyserii. To wszystko przypomina kiepską fanowską produkcję, której daleko do satysfakcjonującej rozrywki. A wszystko kończy się tandetną sceną niszczenia systemu kontroli obroży mutantów, które mają zapowiadać coś ciekawego w kolejnych odcinkach. Nie jestem przekonany, że to coś zmieni. The Gifted: Naznaczeni to rozczarowanie. Wytrzymałem 9 odcinków i po tym raczej kończę swoją przygodę, bo tego już nie da się uratować. To był jeden z najgorszych odcinków serialu, który jedynie udowadnia, że jego kontynuacja to pomyłka stacji telewizyjnej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj