Siedemnasty rozdział na pierwszy rzut oka można zaliczyć do tak zwanych epizodów butelkowych. Miejsce akcji jest więc ograniczone właściwie do jednej lokacji, a występy aktorów sprowadzają się głównie tylko do pierwszoplanowej obsady (poza fragmentem z przeszłości Tahani oraz końcówką). The Good Place to idealna produkcja do stosowania tego zabiegu. Postacie brylują w tym epizodzie, przy okazji rozśmieszając widzów, a sobie działając na nerwy. Dobrze, że scenarzyści trzymają się wykreowanych przez siebie zasad, a także bawią się nimi. Team Cockroach to w całości taka zabawa. W zasadzie cały serial nią jest, dlatego też tak świetnie się go ogląda. Czwarty odcinek jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniego. Michael stara się zawiązać sojusz ze znienawidzonymi ludźmi, co wcale nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. Głównie ze względu na przyczynę, przez którą bohaterowie znaleźli się w planie demona, czyli wspomniane działanie sobie na nerwy. Kłótnie protagonistów to jeden powód udręki, ale jak zaufać wysłannikowi piekieł? Dopiero gdy Michael w pełni szczerze poprosił ludzi o pomoc, niczego nie ukrywając, ci zaczęli z każdą minutą coraz bardziej ze sobą walczyć. Ta świadomość sprawiała, iż każda scena (zwłaszcza narady ludzkich postaci) była nawet jeszcze śmieszniejsza. Początkowo miałem problem, by zrozumieć postępowanie Eleanor i traktowałem jej postępowanie, jako próbę ukazania jej niezależności oraz pretekst dla popisów aktorskich Kristen Bell, ale po zastanowieniu stwierdzam, że są one zgodne z charakterem postaci. Teraz, gdy nie będzie już resetów pamięci, twórcy będą mogli tworzyć jeszcze bardziej niebanalne charaktery. The Good Place w końcu rozwinie swe skrzydła na dobre, jestem ciekaw kolejnych pomysłów, które mogą zaserwować ludzie odpowiedzialni za ten tytuł. Póki co największy potencjał wyczuwam w Michaelu uczącym się etyki razem z resztą.
fot. NBC
Poza tym w końcu widzowie (a z nimi zrestartowana zainteresowana) poznają sposób, w jaki umarła Tahani. Scenarzyści znów mnie nie zawiedli, wymyślając kolejny głupi (czyli świetny) sposób śmierci. Sceny z przeszłości bardzo dobrze rozbudowują bohaterów. Uwielbiam niepozorność The Good Place. Gdy oglądałem pierwsze epizody, sądziłem, że ta postać będzie najgorszą jego częścią, lecz i w tym wypadku zostałem zaskoczony. Zaskoczenie to zresztą idealne słowo, by opisać ten tytuł w całości. Jeżeli już znalazłbym jakiś gorszy trybik w tej maszynie byłby nim raczej Jason. Niezbyt inteligentna postać w fabule to zawsze ryzyko, bo trzeba pisać ją tak, aby nie denerwowała, lecz wzbudzała sympatię. Postać ta balansuje gdzieś na tej granicy. Akurat w Team Cockroach on bardziej irytował niż śmieszył. To się jednak wyrównuje co jakiś czas. Jestem pewny, że niedługo Jason znów zrobi coś absurdalnego oraz niezwykle śmiesznego. The Good Place serwuje kolejny świetny epizod. Tym serialem można się tylko zachwycać i pisać o nim w samych superlatywach. 20 minut tygodniowo z tą produkcją to zdecydowanie za mało i chciałoby się więcej. To cechuje tylko najlepsze telewizyjne tytuły, a recenzowana pozycja bez wątpienia do takich należy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj