The Last Ship w kolejnych 2 odcinkach pokazuje pazur. Twórcy wykazują się luźnym podejściem do konceptu, nie próbując silić się na pseudo-ambitne dyrdymały, bo nie o to tutaj chodzi. Po 3 odcinkach wiemy, że The Last Ship to serial lekki, sztampowy i przede wszystkim oparty na akcji. Wydarzenia z Guantanamo ogląda się fantastycznie - dzieje się dużo, są także emocje, a decyzje bohaterów, choć proste, nie rażą przesadną absurdalnością. Wszystko jest okraszone tak soczystymi onelinerami, aż ma się wrażenie seansu rozrywkowego kina klasy B z lat 80. ("Nie będę negocjować z terrorystami" wypowiedziane w takiej formie i rozmowa o zemście wzbudza radość). Też jest sztuką wziąć tego typu ograne motywy i stworzyć z tego całość, którą ogląda się z przyjemnością i uśmiechem na ustach. Oczywiście, że jest banalnie i nieco wtórnie, a niektóre dialogi wymawiane na poważnie tworzą komiczny efekt, ale udaje się z tego stworzyć dobrą mieszankę.
Wydarzenia z obu odcinków pokazują widzom historię wręcz oczywistą i przewidywalną, ale diabelnie wciągającą. Nie razi wcale to, że za przeciwników mamy stereotypowych terrorystów i równie kliszowatych Rosjan, bo udaje się to opowiadać w dobrym stylu. Na nudę narzekać nie wolno a akcja brnie do przodu w szybkim tempie. Niektóre sceny są niezamierzenie zabawne, ale nigdy serial nie popada w stan parodii, zachowując odrobinę powagi. Mowa głównie o intymnych scenach rozmów o życiu (choć jest ich niewiele) oraz o romansującej parze, których wspólne momenty dają czasem wielki ubaw.
Zobacz zwiastun 3. odcinka:
[video-browser playlist="633802" suggest=""]
Akcja w Guantanamo oraz starcie z Rosjanami wypełniają większość odcinków. Mamy jednak jeszcze dość oklepany wątek Quincy'ego, asystenta doktor Scott. Także pięknie oczywisty, choć momentami może nawet zbyt banalny. Bardziej przekonująco wypadłby zły Quincy, bo wierzy w ideologię rosyjskiego admirała, niż szantażowany porwaną rodziną. Wątek jednak pozostał nierozwiązany, więc możemy liczyć na kolejne starcie dwóch okrętów.
W tym wszystkim może się podobać przedstawienie działania marynarki wojennej. Procedury, użycie różnych sprzętów oraz specyficzne słownictwo tworzy przyzwoitą iluzję realizmu. Nie jest istotne, czy w istocie tak to wszystko działa - ważne jest, że sprawia takie wrażenie.
The Last Ship jest jak kino rozrywkowe klasy B - sztampowe i banalne, ale tak szalenie wciagające, że ogląda się to z wielką przyjemnością. Na nudę nie narzekamy, akcji jest co nie miara (wybuchów a la Bay też nie brak) i produkcja staje się godnym polecenia letnim serialem przygodowym. Wystarczy tylko zaakceptować jego konwencję i zabawa jest dobra.