„The Last Ship”: Pierwsze starcie – recenzja
The Last Ship to serial prosty i sztampowy, ale szalenie przyjemny. W pewnym sensie czuć, że Michael Bay maczał tu palce.
The Last Ship to serial prosty i sztampowy, ale szalenie przyjemny. W pewnym sensie czuć, że Michael Bay maczał tu palce.
The Last Ship w kolejnych 2 odcinkach pokazuje pazur. Twórcy wykazują się luźnym podejściem do konceptu, nie próbując silić się na pseudo-ambitne dyrdymały, bo nie o to tutaj chodzi. Po 3 odcinkach wiemy, że The Last Ship to serial lekki, sztampowy i przede wszystkim oparty na akcji. Wydarzenia z Guantanamo ogląda się fantastycznie - dzieje się dużo, są także emocje, a decyzje bohaterów, choć proste, nie rażą przesadną absurdalnością. Wszystko jest okraszone tak soczystymi onelinerami, aż ma się wrażenie seansu rozrywkowego kina klasy B z lat 80. ("Nie będę negocjować z terrorystami" wypowiedziane w takiej formie i rozmowa o zemście wzbudza radość). Też jest sztuką wziąć tego typu ograne motywy i stworzyć z tego całość, którą ogląda się z przyjemnością i uśmiechem na ustach. Oczywiście, że jest banalnie i nieco wtórnie, a niektóre dialogi wymawiane na poważnie tworzą komiczny efekt, ale udaje się z tego stworzyć dobrą mieszankę.
Wydarzenia z obu odcinków pokazują widzom historię wręcz oczywistą i przewidywalną, ale diabelnie wciągającą. Nie razi wcale to, że za przeciwników mamy stereotypowych terrorystów i równie kliszowatych Rosjan, bo udaje się to opowiadać w dobrym stylu. Na nudę narzekać nie wolno a akcja brnie do przodu w szybkim tempie. Niektóre sceny są niezamierzenie zabawne, ale nigdy serial nie popada w stan parodii, zachowując odrobinę powagi. Mowa głównie o intymnych scenach rozmów o życiu (choć jest ich niewiele) oraz o romansującej parze, których wspólne momenty dają czasem wielki ubaw.
Zobacz zwiastun 3. odcinka:
[video-browser playlist="633802" suggest=""]
Akcja w Guantanamo oraz starcie z Rosjanami wypełniają większość odcinków. Mamy jednak jeszcze dość oklepany wątek Quincy'ego, asystenta doktor Scott. Także pięknie oczywisty, choć momentami może nawet zbyt banalny. Bardziej przekonująco wypadłby zły Quincy, bo wierzy w ideologię rosyjskiego admirała, niż szantażowany porwaną rodziną. Wątek jednak pozostał nierozwiązany, więc możemy liczyć na kolejne starcie dwóch okrętów.
W tym wszystkim może się podobać przedstawienie działania marynarki wojennej. Procedury, użycie różnych sprzętów oraz specyficzne słownictwo tworzy przyzwoitą iluzję realizmu. Nie jest istotne, czy w istocie tak to wszystko działa - ważne jest, że sprawia takie wrażenie.
The Last Ship jest jak kino rozrywkowe klasy B - sztampowe i banalne, ale tak szalenie wciagające, że ogląda się to z wielką przyjemnością. Na nudę nie narzekamy, akcji jest co nie miara (wybuchów a la Bay też nie brak) i produkcja staje się godnym polecenia letnim serialem przygodowym. Wystarczy tylko zaakceptować jego konwencję i zabawa jest dobra.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat