Dobre w "The Last Ship" jest to, że po porażce, jaką było zniszczenie laboratoriów, twórcy od razu oferują bohaterom iskierkę nadziei na zwycięstwo w tym konflikcie. Pomysł z lekarstwem rozpylanym w powietrzu jest solidny i stanowi wyśmienity cel, do którego ta historia może dążyć przez resztę odcinków. Praca pani doktor też może się podobać, bo choć jest to wszystko proste i momentami banalne, ładnie przykuwa uwagę i potrafi zaciekawić. Kapitan statku razem z małą grupką wyruszył na poszukiwanie morderców lekarzy z laboratorium. To stanowi pretekst do ukazania całej otoczki kultu stworzonego przez najemników z łodzi podwodnej. W końcu wyjaśnia to słowa ich dowódcy o podboju Ameryki, które nie okazują się do końca dosłowne. Nie ma w tym wątku nic szczególnie odkrywczego, bo wszystko porusza się w utartym schemacie. Całość jednak prowadzona jest dość dobrze - nie ma tu jakichś irracjonalnych zabiegów czy niepotrzebnych zapychaczy. Potrafi to skutecznie napędzić akcję. [video-browser playlist="729831" suggest=""] Plusem jest sama końcówka z ogłoszeniem nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych. To jest w pewien sposób nawet zabawne, bo wiemy, jakimi fanatycznymi patriotami są bohaterowie serialu, więc postawienie ich przed takim dylematem będzie ciekawym zabiegiem wartym rozbudowy w kolejnych odcinkach. "The Last Ship" odrobinę zwolnił tempo w 6. odcinku, ale dzięki temu twórcy mogli rozwinąć historię, która jest przedstawiona naprawdę interesująco. Postawienie na komandosa (Bren Foster) jako osobę będącą wsparciem dla kapitana i spółki jest strzałem w dziesiątkę, który może zaprocentować w kolejnych odcinkach, a Foster znów będzie mieć okazję do zaprezentowania swoich nietuzinkowych umiejętności.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj