Czwarty odcinek, starający się wmówić widzom i bohaterowi, że to wszystko nie było prawdziwe, jest jak dotąd najgorszym. Lubię schematy, jeśli są one dobrze i ciekawe odegrane. Tutaj dostajemy jeden z najbardziej wyeksploatowanych motywów serialowych, który nie potrafi zaangażować i wciągnąć. Przede wszystkim wszelkie wydarzenia w umyśle Quentina są nudne, mdłe i pozbawione ikry. Nawet pojawienie się Penny'ego, które powinno rozruszać akcję, bo zaczynamy odkrywać, co jest grane, niczego nie zmienia. Ot, słabo zrealizowany motyw z kilkoma irytującymi aspektami. I właśnie tutaj też rodzi się kolejny problem The Magicians - największym irytującym aspektem jest właśnie Quentin. Jego zachowanie, ciągła niepewność i maniera nie są ani jakoś nieźle zagrane, ani nie potrafią zainteresować. Obserwujemy postać, która przez większość czasu drażni swoim zachowaniem i nie jest w stanie wzbudzić sympatii. Tak jest w obu recenzowanych odcinkach, kiedy podejście Quentina do życia zaczyna kierować serial na niewłaściwe tory, które w dodatku niczego nie wnoszą. Wątek choroby ojca mógł doprowadzić do dojrzewania Quentina i być może jakiejś jego przemiany. Zamiast tego dostajemy szereg drażniących, pozbawionych emocji scen, w których Quentin zachowuje się sztucznie i mało wiarygodnie. Trudno uwierzyć w ukazywanie emocje związane z dość poważną i ciekawą tematyką. To zostaje zrobione po linii najmniejszego oporu. Nieciekawie. No url Początkowo wątek Julii działał i rozwijał się w atrakcyjnym kierunku, jednak te dwa odcinki skutecznie niszczą dobre wrażenie. Kobieta popada w totalną autodestrukcję. Trudno nie zauważyć skojarzeń z uzależnieniem, bo magia staje się dla niej narkotykiem, poza którym nie widzi świata. Przez jej brak przemyślenia tego, co robi, Quentin prawie ginie, a ona w dodatku traci miejsce i nauczycielkę. Chyba idealnym podsumowaniem jej upadku jest pójście do łóżka z Pete'em tylko po to, by dostać drugą szansę w szkole magii. Kłopot w tym, że ani to nie wywołuje emocji, ani nie rozwija świata serialu, ani nie prezentuje wątków wartościowych i interesujących. Ot, śledzimy losy postaci, która przez pięć odcinków może być co najwyżej obojętna. Dopiero motyw z Pennym odnajdującym uwięzioną kobietę zaczyna dodawać The Magicians wigoru, którego wyraźnie brak. To jest w tym wszystkim najgorsze, że dopiero po tylu odcinkach w jednym miejscu zostaje poruszony główny wątek Bestii. Co prawda jest to zaledwie skrawek, ale zawsze coś, co intryguje. Być może zapowiada to rozwój w dalszych odcinkach. Twórcy kompletnie nie wykorzystują potencjału, stawiając na mdłych bohaterów i schematyczną historię bez pazura. Nawet gdy próbują w tych odcinkach rozwijać świat przedstawiony, robią to ogólnikowo i w zaledwie kilku momentach. Być może lepiej byłoby skupić się na nauce w szkole i rozwoju wątku mentorów, zamiast wchodzić na rejony tragicznych wątków obyczajowych, które są najsłabszym elementem produkcji. The Magicians zapowiadał się na naprawdę wyjątkowym i wart uwagi serial, ale na razie z każdym odcinkiem jest gorzej. Ogląda się to nieźle, ale czar powoli pryska i trudno dostrzec jakiś sensowny pomysł na tę historię.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj