Produkcja platformy Apple TV+ bardzo chce zapełnić lukę po Newsroomie, genialnej produkcji Aarona Sorkina. Podobnie jak serial HBO, The Morning Show zajmuje się środowiskiem dziennikarskim. Tym razem obserwujemy wydarzenia w najpopularniejszym porannym programie rozrywkowym prowadzonym przez Mitcha Kesslera (Steve Carell) i Alex Levy (Jennifer Aniston). Show przeżywa kryzys. Oglądalność stopniowo zaczyna się kurczyć, a ekipie brakuje świeżych pomysłów, by ten trend odwrócić. Do tego Kessler został właśnie oskarżony o molestowanie seksualne i w ciągu 24 godzin zwolniony z pracy, bez żadnej możliwości obrony. Włodarze telewizji, którzy przez 15 lat zarabiali na jego pracy, odcinają się od niego natychmiast.
I w sumie o tym jest ten serial, o tym jak media i społeczeństwo w dobie ruchu #metoo szybko oceniają i skreślają człowieka. Środowisko, które dotąd tolerowało pewne zachowania swojego kolegi, czy wręcz wykorzystywało je w swojej karierze, nagle umywa ręce. Udaje, że nic nie wiedziało, a aby podlizać się widzom przypisuje mu najgorsze cechy, tworząc z niego potwora w oczach opinii publicznej. Wszystko tylko i wyłącznie po to, by samemu nie stracić pracy i popularności. Twórcy The Morning Show starają się pokazać, że temat romansów w pracy jest bardziej skomplikowany niż może się wydawać. Nie zawsze jest tak, że podwładna idzie ze swoim szefem do łóżka, bo ten ją do tego zmusił. Są różne sytuacje, różne motywacje i nie można ich wszystkich wrzucać do jednego worka. Czy związek seksualny w pracy zawsze musi być uznawany za molestowanie? Twórcy tak nakreślili ten wątek fabularny, że widzowie do końca nie są przekonani, czy postać grana przez Carella jest czarnym charakterem. Może to facet, który po prostu został ofiarą ruchu #metoo. Ale czy na pewno?
Widzowie mogą od kuchni zobaczyć, jak wygląda powstawanie telewizji śniadaniowej i jak duży jest to biznes, w którym nie liczy się zbytnio kompetencja czy dobór tematów, ale wewnętrzna polityka. Codziennie na korytarzach studia rozgrywa się walka o to, kto będzie gwiazdą, jaki temat dostanie i kogo widzowie obdarzą sympatią. Programy śniadaniowe od dawna nie mają nic wspólnego z dziennikarstwem, są to segmenty wypełnione informacjami o niczym oraz reklamami produktów. Wszystko opakowane tak, by widz miał wrażenie, że ogląda wiadomości, ale tak naprawdę jego głowa jest zapełniana wiadomościami niskiej jakości. Z tą rzeczywistością zderza się dziennikarka (Bradley Jackson), która do tego telewizyjnego show przechodzi z lokalnej telewizji informacyjnej. Kobieta stara się urozmaicić ramówkę programu, ale zderza się z wielką skostniałą machiną produkcyjną, która nie znosi zmian.
Największa zaletą serialu AppleTV+ jest obsada. Jennifer Aniston udowadnia, że jest świetną aktorką dramatyczną i obsadzanie jej jedynie w komediach jest błędem. Wykreowana przez nią postać jest niejednoznaczna. Z biegiem serialu widz zaczyna zauważać jej wady i powoli przestaje jej kibicować. Dostrzega, że jest ona bezwzględną karierowiczką, gotową poświęcić własną rodzinę dla sukcesu zawodowego. Kurczowo trzyma się kariery i nie ma zamiaru jej puścić, bo bez niej nie istnieje. Nie ma nic. A Alex, choć boi się do tego przyznać, jest uzależniona od jupiterów i kamer. Widzowie będą też zachwyceni kreacją Steve’a Carella i Reese Witherspoon, ale to Aniston jest bezsprzecznie królową tego serialu.
Dzięki tej produkcji odkryłem aktora, na którego wcześniej nie zwracałem uwagi, choć nie raz pojawiał się na ekranie – Billy Crudup. Dawno nie widziałem w serialu telewizyjnym tak obślizgłej postaci, której widz od początku nie znosi, ale też nie może od niej oderwać wzroku. Ostatni raz takie emocje wzbudzał u mnie chyba Robert Knepper jako Bagwell w Skazanym na Śmierć.
The Morning Show w brutalny sposób szydzi z telewizji śniadaniowych, celebrytów i dziennikarzy, pokazując ich jako osoby zakłamane i manipulujące informacjami. Powiedziałbym, że to bardzo odważne podejście, gdyby nie to, że twórcy najwyraźniej wystraszyli się ostatecznej wymowy swojego serialu i tego, że zbyt mocno wbija on szpilę całemu środowisku. Ostatni odcinek pierwszego sezonu niweczy bowiem cały obraz. Jest banalny i rozczarowujący. Widz nastawia się, że w końcu spadną wszystkie maski i prawda ujrzy światło dzienne, ale tak się nie dzieje. Może trochę tak jak w życiu, sytuacja wszystkich przerasta, ale nie tego się spodziewaliśmy. Odniosłem wrażenie, że twórcy poszli na łatwiznę, jakby ostatni odcinek był pisany przez zupełnie inny zespół.
AppleTV+ może nie ma w swojej bibliotece zbyt wielu seriali oryginalnych, po które należałoby sięgnąć, ale po The Morning Show zdecydowanie warto. Z niecierpliwością czekam na 2 sezon, licząc że twórcom nie zabraknie odwagi i nie spoczną na laurach.