Muszę przyznać, że castingowcy The Originals wykonali świetną robotę.  Młoda aktora w roli Hope ma w sobie wiele uroku, serca, ekranowego magnetyzmu, a kiedy trzeba, potrafi kraść scenę swoją wyrazistością. Bynajmniej nie jest to kreacja doskonała, ale Hope jako Hollow może się podobać. Szczególnie na tle Hollow-modelki, która była mdła, nudna i nieciekawa. Obsadzenie Summer Fontany jest jednym z najjaśniejszych punktów sezonu. Problemy pojawiają się w zasadzie w rozpisaniu postaci Hollow. Chociaż jako Hope może się podobać, to twórcy pod względem fabularnym kilka odcinków temu stracili jakikolwiek pomysł. W zasadzie wiemy jedynie, że Hollow chce, by ludzie oddawali jej cześć i tyle. Nie ma nakreślonej sensownej motywacji ani celu, do którego dąży. Gdzieś to umyka w tle, a jednocześnie tworzy to dość negatywne wrażenie, bo w zasadzie nie wiemy, czego ta postać chce. Najpierw chciała się wskrzesić, by w dość banalny sposób stracić życie i przejąć Hope. Ale co dalej? Brak zarysowania motywacji, nawet tak najprostszych jak władza, jest wadą tej postaci, która wiele traci. Plan Vincenta na częściowe pokonanie demona jest intrygujący, bo niesie ze sobą potencjał kompletnie zmieniający oblicze tego serialu. Tak, jakby twórcy wykorzystali czwarty sezon do tego, by wyjść ze schematów, rozbić rodzinę i wprowadzić świeżość. Naprawdę jest to coś, co potrafi niezmiernie zainteresować, bo niesie ze sobą obietnicę nowości w kolejnej serii. Ale to także dość problematyczne, bo przez to finał sezonu jest dość specyficzny i melancholijny. Nie ma mowy o jakiejś wielkiej konfrontacji i walce o życie. Mikaelsonowie są pokonani, a ich działania są aktem desperacji. Destrukcja rodziny wampirów przekłada się na odcinek pełny ckliwych scen, pożegnań i rozmów o uczuciach. Gdyby to był finał serialu, mógłbym chwalić, bo dzięki temu dostalibyśmy satysfakcjonujące zamknięcie wielu relacji i wątków. Ten odcinek świetnie działałby jako wielkie zamknięcie. Smutne, ale odpowiednie. Jednakże jako że to jedynie budowa fundamentów pod piąty sezon, odczucia są mieszane. Twórcy za bardzo poszli w skrajność w pożegnaniach i łzawych scenach. Najgorzej wypada Freya i jej związek z dziewczyną oraz nagła zmiana w Marcelu, który tak mocno kochał Sophie, że bez większego wahania wrócił do Rebeki. W takich momentach za bardzo to wszystko przypomina The Vampire Diaries. Po raz pierwszy Mikaelsonowie zostali pokonani. Ich połowiczne zwycięstwo nad Hollow nie zmienia tego faktu, że nie udało im się wygrać i osiągnąć szczęścia. Rozbicie rodziny i rozesłanie jej na cztery strony świata buduje ciekawy potencjał na piąty sezon. Coś, co może być czymś kompletnie świeżym, nietypowym i innym. Jeśli w tym jest pomysł, kolejna seria może okazać się najlepszą. Szkoda trochę, że finał pomimo paru niezłych zabiegów nie zbudował emocji oczekiwania tak dobrze, jak powinien.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj