Twórcy, ujawniając konsekwentnie kolejne fakty z przeszłości, podgrzewają atmosferę. Mimo wszystko, chyba jednak nadal zbyt wolno rozwijają fabułę - jest ona ciekawa i widać, że ma potencjał, ale jest on trwoniony poprzez nieumiejętne jej prowadzenie. Gdyby wszystko działo odrobinę szybciej na pewno byłoby dużo bardziej interesująco. W tym zaś odcinku scenarzyści skupili się w dużej mierze na dwóch wątkach: przeszłości Cassie i jej relacji z Jakiem. Było to dobre posunięcie, gdyż z jednej strony widz mógł się jeszcze bardziej wciągnąć w serialową mitologię, poznając pewne interesujące fakty z przeszłości, a z drugiej obserwować dosyć nieoczekiwaną, ale intrygującą relację z Jakiem. Dzięki temu mogli każdemu z elementów poświęcić odpowiednią ilość czasu i żaden z nich nie został potraktowany po macoszemu. Ponadto ta koncepcja pozwoliła zakończyć odcinek małym cliffhangerem co jest lekkim i niestety raczej negatywnym zaskoczeniem, gdyż twórcy zazwyczaj szykują przed przerwą coś wielkiego, coś co trzyma w napięciu do powrotu serialu wiosną.
Wątek przeszłości Cassie nie był może wielkim zaskoczeniem, ale został dosyć dobrze rozwinięty. Twórcy skupili się na tym skąd posiada tak wielką moc młoda czarownica – więzy krwi, drzewo genealogiczne, wreszcie dziedzictwo Balcoinów. To wszystko mimo, że jest ciekawe nie wyjaśnia jednak najważniejszego – co to wszystko ma wspólnego z ojcem Blake. Kim on był? Co zrobił? I dlaczego teraz powracają jego inicjały na różnych dokumentach? Jeśliby twórcy zdecydowali się odpowiedzieć na chociaż jedno z tych pytań cały odcinek byłby na dużo wyższym poziomie, a tak był zaledwie dobry. Wypada zwrócić również uwagę na Britt Robertson, która pokazuje nam coraz więcej ze swojego warsztatu aktorskiego. Bardzo dobrze wczuwa się w rolę, już nie razi sztucznością, jak w pierwszych odcinkach. Można rzec – ona wreszcie gra! I czyni to w taki sposób jaki przystało na główną bohaterkę. Jest wiarygodna w swej roli i w tym momencie chyba żadna inna aktorka nie sprawdziłaby się lepiej od niej.
[image-browser playlist="606855" suggest=""]©2011 The CW Television Network
Przeszłość powróciła w "Balcoin" ze zdwojoną siłą, ale nie miałaby takiego znaczenia. gdyby nie uczucia jak pojawiły się pomiędzy Jakiem i Cassie. Widać było już dawno, że między nimi iskrzy, jednak teraz to, co się działo pomiędzy tą dwójką miało znaczący wpływ na rozgrywane wydarzenia. Tak jak można było przypuszczać, Armstrong ostatecznie stanął po stronie kręgu, mimo że w finałowej scenie odpływa z łowcami czarownic. Jednak jego mina i postawa w tej scenie mówi wszystko – robi coś wbrew w sobie i dla dobra kogoś, choć to może zostać niedocenione. Postawa taka jest godna naśladowania. Pozostaje tylko jedno pytanie: czy postać młodego brata Nicka zniknie na dłużej z serialu? Jeśli tak, to by był wielka szkoda, gdyż jego pojawienie się podniosło wyraźnie poziom produkcji. Jego postać nie tylko uruchomiła nowe wątki, ale też dobrze wpasowała się w te, które już były. Wielką szkodą byłoby odesłanie tej postaci na urlop. Nawet jeśli ma wrócić tylko z miłości do Cassie będzie to szalenie emocjonujące, gdyż jak wiadomo w obwodzie czeka już przeznaczony jej Adam. A to zwiastuje emocje i ciekawą akcje.
Starszyzna została trochę zepchnięta na dalszy plan w tym odcinku. I była to niestety zła decyzja, gdyż Dawn i Charles to bardzo interesujące postacie, które sporo wnoszą do fabuły. Tym razem jednak ich rola została bardzo umniejszona. Jedynym plusem było poruszenie wątku rady, którą zdają się znać tak mieszkańcy miasteczka jak i łowcy czarownic. Jest to jeden z najbardziej tajemniczych tworów, który ma wpływ na losy Chance Harbor, a którego jeszcze nie poznaliśmy. I pozostaje jeszcze pytanie - czy obydwie strony mówią o tej samej radzie? Pytanie ciekawe, lecz trudno nawet w tej chwili przypuszczaj kiedy poznamy na nie odpowiedź.
[image-browser playlist="606856" suggest=""]©2011 The CW Television Network
Jak więc widać, dotąd więcej pytań niż odpowiedzi. Odtwarzanie stylu Zagubionych to nie najlepszy pomysł w przypadku produkcji The CW - tutaj raczej seriale opierają się w dużej mierze na relacjach międzyludzkich okraszonych dobrą muzyką. Na pewno pozycja ta wyróżnia się na tle pozostałych, powoli się rozwija i zaciekawia, jednak czy wystarczy jej czasu na poderwanie się do lotu, trudno powiedzieć. Finał zimy był zaledwie dobry. Brak sporego cliffhangera i duża ilość pytań zamiast oczekiwanych odpowiedzi sprawia, że widz raczej ze zniecierpliwieniem będzie czekał na inne produkcje, niż na kolejną – póki co średnio udaną - adaptację książek L. J. Smith.
Ocena: 7/10