Mimo, że odcinek miał być walentynkowy, to twórcom to nie do końca wyszło. Choć przekornie można powiedzieć, że to dobrze, a nawet bardzo dobrze, bo inaczej byłoby strasznie nudno. A tak motyw Walentynek zaledwie uzupełnił główny wątek fabularny, który jest przecież znacznie ciekawszy. Niestety ten przez to nieco stracił impet rozwoju, zabrakło też nieco tej charakterystycznej ciemności. Czuło się, że to nie to, co było wcześniej. I to chyba właśnie przez motyw walentynek.
Ten wątek został dość słabo zobrazowany. Dziewczyny sobie urządziły babski wieczór, który miał być antywalentynkowy i antyfacetowy, co wyglądało koszmarnie. Ani nie posuwało fabuły do przodu, ani nie miało żadnych przesłanek, żeby to widza w jakikolwiek sposób bawiło. Co prawda udały się, ze dwie sceny: całowanie gorącego pizza-mena i walka na poduszki, ale to zdecydowanie za mało. Dobrze, że chociaż została w to wpleciona przyjaźń dziewczyn i to jak wyglądają ich relacje. Dużo lepiej w tym klimacie wypadli Adam i Cassie. Co prawda praktycznie na sam koniec odcinka, ale było to zrobione tak jak powinno. Romantycznie, z klasą, a w dodatku posunęło do przodu wątek trójkąta miłosnego. Swoją drogą ciekawe, czy Jake już odpuścił, czy jeszcze nie.
[image-browser playlist="605289" suggest=""]©2012 The CW Television Network
Druga jakby warstwa "Valentine" była zdominowana przez dalszą część historii Cassie i medalionu. Można podzielić ją jakby na dwie części. Pierwsza to ta, gdzie panna Blake zmaga się ze zmarłymi czarownicami i wypada ona dosyć blado i nieprzekonywująco. Tego wizerunku nawet nie zmienia świetna scenografia spalonego kościoła. Natomiast druga część, to zaskakujący powrót Issaca, który posiada ciekawe informacje, które mogą na wiele rzeczy wpłynąć. Każda scena z jego udziałem przywraca wiarygodność całej historii, która została zburzona przez motyw walentynek.
Kilka słów należy się równie bratu Nicka. Kolejny odcinek pokazał, że jest to zagubiony facet, który już nie bardzo wie, co ma robić, komu wierzyć. Chce postępować dobrze, ale w tym wypadku musi korzystać z informacji Issaca, czego nie chce. Można również zauważyć jego pogodniejszą część osobowości, kiedy zastajemy go wraz z Faye w łóżku. W tym momencie wydaje być się kompletnie sobą, facetem, który nie ma tajemnic. Jest to chyba blask przeszłości, Jake'a, którym kiedyś był, a który już odszedł.
[image-browser playlist="605290" suggest=""]©2012 The CW Television Network
Natomiast wcześniej już wspomniana Cassie jest coraz bardziej zdecydowana. Ciekawym faktem, który od pierwszych minut rzuca się w oczy, to jej wygląd. Chyba tym razem, nieco więcej czasu spędziła u charakteryzatorek. Znikła dziewczynka, teraz to jest bardziej kobieta - wydaje się, że to jakby podkreślenie zmiany jej wewnętrznego nastawienia na bardziej zdecydowaną. Jednak, gdzieś tam w głębi nadal znajduje się zagubiona dziewczyna, o czym świadczy łza, która spływa po jej policzku w finałowej scenie. Ale teraz ma wsparcie - ma Adama! Ten już tak nie denerwuje, powoli się wpasowuje w swoją rolę, a to kolejna pozytywna zmiana.
Nie mniej "Valentine" stracił nieco na mroczności, na szczęście nadrobiła to świetna scenografia, zaskakujące powroty oraz długo oczekiwany cliffhanger. Historia Cassie Blake nadal dobrze się rozwija, jednak co ważniejsze odcinki zaczynają trzymać stały, wysoki poziom, co jest miłym zaskoczeniem. Tajemniczy facet stojący na pomoście (domyślamy się z pewnością kto to) zwiastuje kolejne zmiany w Chance Harbor.
Ocena: 7/10