Naprawdę trudno ocenić obiektywnie odcinek, gdyż cliffhanger z poprzedniego sprawił, że były spore oczekiwania i nie zostały do końca spełnione. Co prawda wiadomy temat został poruszony, ale nie w sposób jaki tego można było oczekiwać. Jeśli nie byłoby mocnej końcówki w czternastym odcinku, obecny by zapewne wypadł dużo lepiej, a tak budzi on mieszane uczucia. Może jest to nieuzasadniona krytyka, ale po takich scenach jak w poprzednim odcinku widz chce więcej i więcej. I najlepiej, żeby było coraz ciekawiej, a nie "tylko" równie dobrze jak poprzednio.
Dosyć nieoczekiwanie, odcinek zaczyna się w zupełnie innym momencie niż ostatnio nas zostawili twórcy - jakby cisza przed burzą. Kiedy tylko pojawił się Blackwell jednak od razu zaczęło robić się ciekawie. Trzeba przyznać, że wejście miał niecodzienne, a w dodatku poprzedzone ciekawymi okolicznościami związanymi z łowcami czarownic. Lepiej tego scenarzyści nie mogli zaplanować. Dwa wątki, które połączyły się w jeden i ładnie zazębiły. Do tego bardzo krótka rozmowa z córką, która tylko podsyciła nasze nadzieje na ciekawe informacje, które mieliśmy otrzymać kilka minut później. Po prostu majstersztyk pod względem pomysłu na wprowadzenie tak długo oczekiwanej postaci. Niestety dalej było już gorzej. Ojciec Cassie praktycznie nic nie wyjaśnił, potraktował córkę przedmiotowo, a na dodatek wpakował ją w kłopoty. Było to zarazem nieoczekiwane i zawiodło nasze oczekiwania, które ostatecznie tylko w części zostały spełnione. Mimo tych niewielkich błędów z tych sytuacji wyniknęły nawet ciekawe komplikacje. Twórcy wykorzystali potencjał jaki kryją w sobie łowcy czarownic, a jednocześnie ukazali nowy wątek – przeszłości Johna i Ebena, która niewątpliwie niejednego zainteresuje. Nie wolno również zapominać o tajemniczym zniknięciu naszego przyjaciela z drzewa, jak i ostatnia rozmowa Blackwella z Armstrongiem, to kolejne mocne punkty, które sprawiły, że nie uzyskanie oczekiwanych odpowiedzi uszło twórcom na sucho.
[image-browser playlist="605133" suggest=""]©2012 The CW Television Network
W tym wszystkim natomiast musi się odnaleźć Cassie wspierana przez Adama, a wielbiona również przez Jake'a. Szczególnie ten drugi w ciekawy sposób okazuje swe uczucia. Mowa tu naturalnie o kontrowersyjnych decyzjach dla dobra Cassie, za które Armstrong może wiele zapłacić, ale to czyni jego postępowanie tak ciekawym i bardziej wyrazistym niż czyny młodego Conanta. Natomiast młoda panna Blake jest coraz bardziej świadoma swoich mocy i tego co może z nimi uczynić. Ten kierunek rozwoju jej postaci jest jak najbardziej pożądany. Tylko zastanawia jedna rzecz - czemu twórcy chcą ją na siłę ucharakteryzować na starszą niż jest? Już lepiej gdyby zmiana ta było widoczna bardziej po zmianie zachowania postaci na bardziej zdecydowane niż po wyglądzie. Brawa mimo to, za to, że postać głównej bohaterki się rozwija, a nie stoi w miejscu. Na dodatek ten rozwój ma kilka stron, o czym dobitnie świadczy rozmowa z ojcem po wydarzeniach, jakie miały miejsce w "Return".
Na dalszy plan natomiast zeszły pozostałe dziewczyny z kręgu. Mellisa, Faye i Diana nie dostały tyle czasu ekranowego co zwykle, a mimo to rozwinęły wątki, które są z nimi związane. Niektóre zakończyły (jak znajomość Mellisy z Callumem), a inne pociągnęły dalej (relacja Faye z Lee). Ten drugi przybrał dosyć ciekawy obrót. Nie dość, że posiadał kilka punktów zwrotnych, to w dodatku został okraszony cliffhangerem, który może nie był jakoś specjalnie zaskakujący, ale bardzo trafnie dobrany pod względem czasu. Te wszystkie interakcje pomiędzy postaciami sprawiają, że fabuła staje się jeszcze bardziej wielowarstwowa i, rzecz jasna, ciekawsza.
[image-browser playlist="605134" suggest=""]©2012 The CW Television Network
W "Return" nie zabrakło również efektów specjalnych na najwyższym poziomie. Nie zmieni tego nawet fakt, że wystąpiły one w zaledwie jednej scenie... ale za to jakiej! Moment, w którym Cassie próbuje zabicia ojca, to bezbłędna kombinacja idealnie zmontowanych kadrów, jak i pomysłu na taki rozwój wydarzeń. Okraszona została ponadto efektownymi animacjami, co tylko sprawiło, że wrażenia wizualne były niesamowite. Może to jest droga - jedna scena i dopracowana, a nie robienie kilku na odwal. Wypada jednak oddać ekipie pracującej przy serialu, że tym razem spisała się na medal pod tym względem.
Odcinek ten można uznać za nierówny, ale jest to kwestia oczekiwań, jakie miał widz przed jego obejrzeniem. Jeśli spojrzy się na niego z perspektywy czasu, trzeba przyznać, że stał na naprawdę dobrym, wysokim poziomie. Nie brakowało akcji i emocji, które towarzyszyły widzowi przez większą część odcinka, a kwestia braku fajerwerków jest związana z tym, że twórcy przygotowują sobie grunt pod właściwą akcję. Namiastkę tego mieliśmy już teraz, przy okazji pojawienia się Johna Blackwella i mogliśmy obserwować, jak teoretycznie dwa odrębne wątki splatają się idealnie w jeden. Cóż, wypada cierpliwie poczekać, bo jak widać już od paru odcinków The Secret Circle jest coraz ciekawsze i rozwija się w najlepszym z możliwych kierunków.
Ocena: 7+/10