Wątek łowców elfów z siódmego odcinka The Shannara Chronicles jest całkiem solidny i to on napędza akcję, nie pozwalając na nudę. Szczególnie dobrze to wygląda w kwestii Wila, który napotyka zmasakrowanego elfa. Pokazanie go na jakimś latającym stworzeniu jest drobiazgiem, ale przyjemnie wpływającym na budowę klimatu fantasy. Więcej takich rzeczy może jedynie pozytywnie wpłynąć na jakość serialu. Właśnie takich motywów trochę brakuje. Perypetie Eretrii i Amberle w siódmym odcinku wypadają na swój sposób zabawnie. Trochę dziwnie ogląda się bohaterki serialu fantasy wpadające do zniszczonej szkoły przygotowanej do balu maturalnego. Jest to drobny, ale nieźle zrealizowany motyw przypominający, że serial ten dzieje się w dalekiej przyszłości. Z uwagi na odpowiednio budowany klimat fantasy można było ulec iluzji, że jednak akcja rozgrywa się w jakimś magicznym świecie, a nie na Ziemi. Mimo wszystko w kwestii walki z łowcami trochę irytuje Amberle, która po raz kolejny objawia się jako stereotypowa księżniczka nieradząca sobie w walce. Po pierwszych odcinkach odnosiłem wrażenie, że ma ona umiejętności, a jednak okazuje się, że sobie nie radzi. Niepotrzebne wydaje się postrzelenie Eretrii. Trochę szkoda, ponieważ opieranie dramatyzmu na zostawieniu jej w rękach łowców wydaje się lekko wymuszone, byle tylko przeciągać historię jak tylko się da. Ósmy odcinek poniekąd potwierdza powyższą teorię, bo kontynuacja wątku Eretrii, Amberle i Wila schodzi na boczny tor. O ile nawiązania do naszej rzeczywistości z siódmego odcinka działały, to w ósmym już przesadzono. Pokazanie obrazu ludzkiej rzeczywistości na przykładzie serialu Star Trek jest zabawnym smaczkiem, ale gdy już zdecydowano się wcisnąć tutaj współczesną imprezę i tańce, a nawet pistolet, czar prysł. Kłopot w tym, że cały ten wątek oparto na bardzo ogranym schemacie, który jest odtwarzany po linii najmniejszego oporu. Każdy etap bazuje na oczywistościach, które można dostrzec, zanim jeszcze pojawią się na ekranie. Tak naprawdę jedynym plusem wątku jest zakończenie historii Cephello, który poprawnie spełnia swoją rolę. Jednocześnie trochę szkoda, bo James Remar to niezły aktor, a postać sympatyczna, więc scenarzyści mogli to jeszcze pociągnąć. No url Wspólne wyruszenie braci na przygodę jest trochę absurdalne. Są świadomi, że nie ma to sensu i na pewno zginą, ale i tak ślepo idą na rzeź. Trochę to wszystko jest naciągane i za bardzo uproszczone, przez co trudno zaakceptować rozwój wypadków. Można by tłumaczyć to słuchaniem rozkazu króla, ale przecież wcześniej śmiało pokazywano, jak Arion nie zgadzał się z Eventinem. Samo starcie z Darda Morem na pewno jest klimatyczne, szczególnie gdy do akcji wchodzi druid, ale nie wywołuje emocji. Wiedzieliśmy, że ktoś zginie, więc czy można to potraktować inaczej niż z obojętnością? Szkoda też zakończenia wątku fałszywego króla. Takim sposobem twórcy The Shannara Chronicles pozbywają się znakomitego Johna Rhysa-Daviesa, a godnego zastępstwa brak. Sam późniejszy dylemat Andera po śmierci całej rodziny jest sztampowym schematem, który tutaj też zostaje odtworzony zaledwie poprawnie. Na szczęście w odróżnieniu od nieudanych motywów z ósmego odcinka on jest uzasadniony i wiarygodny. Szkoda tylko, że przemiana i dojrzewanie Andera zostało potraktowane tak ogólnikowo. Nie można narzekać na jakość wizualną The Shannara Chronicles, bo krajobrazy nadal zapierają dech w piersi, a efekty specjalne stoją na dobrym poziomie. Mimo wszystko dwa najnowsze odcinki nie dają takiej frajdy jak początek sezonu. Zbyt dużo współczesnych motywów wybija z klimatu, a uczucie przeciągania historii jest aż nadto wyraźne. Brak tutaj tej lekkości i przygody w klimacie fantasy, która była w stanie zainteresować w pierwszych odcinkach. Twórcy pokazali, że stać ich na więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj