Pewnego dnia w 1989 r. na świecie pojawiają się 43 noworodki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ich matki jeszcze chwilę przed porodem nie wykazywały żadnych oznak ciąży... Tak rozpoczyna się nowy serial Netflix oparty na komiksie The Umbrella Academy. Czy jest to produkcja godna uwagi? Zapraszamy do przeczytania naszej recenzji.
Co by się stało, gdyby Profesor X był zapatrzonym w siebie egocentrykiem, a swoich X-menów postrzegałby tylko jako narzędzia do osiągnięcia jednego celu – ochrony świata? Otrzymalibyśmy właśnie The Umbrella Academy, której członkowie są superbohaterami, ale są dysfunkcyjni w sferze socjalnej. Nie potrafią nawiązać trwałego kontaktu międzyludzkiego. Ich psychika została tak mocno stłamszona przez opiekującego się nimi Sir Reginalda Hargreevesa (Colm Feore), że nie potrafią sobie ułożyć życia poza akademią. Diego (David Castanefa) cały czas wierzy w to, że świat potrzebuje superbohatera stojącego na straży porządku, czym skutecznie wkurza policję. Luther (
Tom Hopper) ukrywa się przed światem, bo wstydzi się tego, kim jest. Allison (
Emmy Raver-Lampman) może stracić prawa do opieki nad swoją córeczką, zostaje bowiem oskarżona przez męża o używanie swoich mocy do kontrolowania dziecka. Numer Pięć (
Aidan Gallagher) wyszedł pewnego dnia z domu i słuch o nim zaginął. Klaus (
Robert Sheehan) jest medium, które potrafi rozmawiać ze zmarłymi, ale totalnie sobie z tym nie radzi i by zagłuszyć te głosy uzależnił się od narkotyków. Jest też Vanya (
Ellen Page), dziewczyna ignorowana przez resztę przybranego rodzeństwa, ponieważ jako jedyna nie ma żadnych mocy. Wszyscy oni po kilku latach rozłąki spotykają się ponownie w Akademii, by wspólnie pochować zmarłego ojca i opiekuna. W tym samym momencie przez portal międzyczasowy powraca Numer Pięć, by obwieścić nadejście apokalipsy. Za kilka dni życie na Ziemi przestanie istnieć i tylko on może powtrzymać świat przed zagładą.
Fani komiksu
The Umbrella Academy - Sezon 1 stworzonego przez
Gerard Way, wokalistę My Chemical Romance, powinni być zadowoleni z tej ekranizacji. Netflix pozostał wierny klimatowi opowieści. Zmianie uległa konstrukcja fabuły. W pierwszym sezonie zobaczymy połączenie pierwszego i drugiego tomu The Umbrella Academy. Zrezygnowano też z pewnych wątków, które nic nie wnosiły do historii, a wymagałyby większych nakładów finansowych na efekty specjalne. Tych bowiem jest tu niewiele. Amerykański gigant streamingowy, podobnie jak przy serialowych produkcjach Marvela, nie chce by opowieść była zdominowana przez komputerowe efekty specjalne. Twórcy korzystają z nich tam, gdzie jest to niezbędne, jak chociażby w stworzeniu postaci kamerdynera małpy o imieniu Pogo, czy w momencie gdy Numer Pięć korzysta ze swoich mocy. Fani komiksu nie zobaczą więc sceny w której wieża Eiffla leci w kosmos, czy jak Space boy siedzi na księżycu.
Serial bardziej skupia się na swoich bohaterach, pokazując ich traumę i chęć nawiązania normalnych relacji. Wystarczy przyjrzeć się chociażby postaci Klausa, który co chwila walczy ze swoim uzależnieniem, ale za każdym razem tę walkę przegrywa. Nie jest w stanie wytrzymać dłuższą chwilę w trzeźwości, gdy wokół niego co chwila pojawiają się zmarli. Na dodatek jego wiernym towarzyszem jest poległy podczas jednej z misji członek Akademii. Zresztą Robert Sheehan jest świetny w roli rozchwianego emocjonalnie Klausa. Jego postać jest komiczna i tragiczna zarazem. Jednak najciekawszą postacią jest Numer Pięć, grany przez młodego Aidana Gallaghera. Zarozumiałość tego bohatera działa na widza jak magnes. Kradnie naszą uwagę i przyciąga wzrok za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie. Ma swój cel do osiągnięcia i nic innego go nie interesuje. Zrobi wszystko, by powstrzymać Apokalipsę.
W całą fabułę świetnie wpasowują się, zapożyczeni z drugiego tomu, podróżujący w czasie zabójcy: Cha-Cha (
Mary J. Blige) i Hazel (
Cameron Britton). Zabawnie słucha się ich rozmów, gdy narzekają na pogarszające się warunki pracy w swojej korporacji, gdzie oszczędza się na wszystkim, łącznie z pokojami motelowymi. Przez spadek jakości opieki ze strony pracodawcy, ich zaangażowanie w pracę zaczyna wprost proporcjonalnie maleć. Tu chylę czoła przed ekipą od castingów, bo zestawienie Blige i Brittona jest strzałem w dziesiątkę. Aktorzy znakomicie się uzupełniają.
The Umbrella Academy jest pełna humoru, który znakomicie miksuje się z poważnym tonem niektórych wątków. Stawia superbohaterów w trochę innym świetle. Niegdyś gwiazdy, dziś żyją w zapomnieniu. Zmagają się samotnie ze swoimi traumami i pomimo tego, że nie raz uratowali świat od zagłady, to ten sam świat dawno o nich zapomniał.
Wydaje mi się, że ta nowa produkcja Netflixa, zapełni dziurę w sercach widzów, która powstała po skasowaniu kilku seriali opartych na komiksach Marvela. W tej historii jest potencjał. Z niecierpliwością czekam więc na kolejny sezon. Mam nadzieję, że nie potrwa to długo. Jeśli nie mieliście okazji zapoznać się z komiksowym pierwowzorem, to nadróbcie tę zaległość, bo naprawdę warto.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h