Siódmy odcinek w końcu pokazał nam zmianę i potrafił przyciągnąć do ekranu. Krótko mówiąc - po raz pierwszy coś się działo i nie mogliśmy narzekać na nudę. Wszystko za sprawą Glenna, który wyjawił grupie tajemnicę Hershela związaną ze stodołą. Jak mogliśmy się spodziewać, reakcje nie były pozytywne. Najbardziej emocjonalnie zareagował Shane, który wręcz kipiał ze złości i chciał coś z tym zrobić.

[image-browser playlist="606555" suggest=""]

Doszło do kłótni pomiędzy Rickiem i Shane'em, który twierdzi, że Rick jest za miękki na te drastyczne czasy. Trudno nie zgodzić się z jego zdaniem - świat opanowany przez zombie wymaga twardych i bezkompromisowych decyzji dla dobra całej grupy. Rick niestety jest zbyt emocjonalny, przez co jego decyzje często nie są podyktowane zdrowym rozsądkiem.

Hershel uważa, że zombie to chorzy ludzie, których kiedyś będzie można wyleczyć. Można zrozumieć, że mężczyzna nie chce zaakceptować losu, jaki spotkał jego bliskich, ale jego twierdzenie jest kompletnie nielogiczne. Nawet jeśli jego wiedza na temat Szwendaczy bierze się tylko z ogłoszenia w telewizji, dobrze wie, że są to ludzie, którzy wstali z martwych. Żywy człowiek nie staje się zombie i nie chce pożreć innego tylko dlatego, że jest chory. By się stać Szwendaczem, trzeba umrzeć - taka jest zasada. Mogliśmy też dowiedzieć się, jak Hershel łapał zombie i umieszczał je w stodole. Do pomocy zatrudnił Ricka - starszy mężczyzna wyraźnie powoli łamał się, by pozwolić grupie zostać. Sielanka jednak nie jest pisana naszym bohaterom, a wszystko za sprawą Shane'a.

Przez wszystkie odcinki drugiego sezonu czekałem, aż ktoś w końcu straci panowanie nad sobą i powie "dość". Tym kimś był właśnie Shane. Tak jakby odpowiadał na to wszystko, czego oczekiwali zirytowani wielbiciele serialu, Shane zaczął działać. W tym odcinku postać była bardzo dobrze zagrana - kipiał emocjami, był bezkompromisowy, zwłaszcza w rozmowie z Dale'em (proszę, zjedzcie w końcu tego starca...) i postanowił sam podjąć decyzję, nie czekając na łaskawość Ricka, który jak zawsze grzebał się jak mucha w smole.

Akcja ze stodołą mogła przypaść widzom do gustu. Było w niej bardzo dużo emocji i zaskoczeń. Można żartobliwie powiedzieć, że twórcy chcieli wyjść na przeciw wszystkim, którym brakowało zabijania zombie i w jednej scenie zabić ich więcej, niż w całym drugim sezonie. I tutaj pojawiło się coś niespodziewanego...

Ostatnim Szwendaczem, który wyszedł ze stodoły, była... Sophia. Mało kto mógł się tego spodziewać - było to bardzo zaskakujące. Scena, w której wypełza ze stodoły miała w sobie tę wielką dawkę emocji, której brakowało w The Walking Dead. Było to nawet poruszające. Wszystko, prawdopodobnie po raz pierwszy w tej serii, było wzmocnione muzyką Beara McCreary'ego, która wyśmienicie spełniła swoją rolę.

[image-browser playlist="606556" suggest=""]

Jak się okazuje, krytyka drugiego sezonu The Walking Dead nie pojawiła się tylko w Polsce. Widzowie na zachodzie także narzekali na bardzo powolny rozwój fabuły i brak jakiejkolwiek akcji, niekoniecznie związanej z zabijaniem zombie. Do tego można dodać kompletny brak emocji, które były obecne w pierwszej serii.

Jeden lepszy odcinek jeszcze niczego nie zmienia. Pierwsza połowa sezonu nie spełniła oczekiwań większości widzów na świecie i wciąż pozostaje niesmak. Miejmy nadzieję, że powrót w lutym 2012 roku przyniesie ze sobą konieczną poprawę.

Ocena: 7/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj