Zacznijmy może od tego, że poprzedni sezon był bardzo nierówny. Poświęcenie większości odcinków wątkowi poszukiwań Sophii było dla twórców strzałem w stopę. W serialu tak na dobrą sprawę nic się nie działo i akcja stała w miejscu, a dopiero kilka końcowych epizodów przywrociło wiarę w ten serial i pokazało, jak powinno wyglądać "The Walking Dead". Widać, że ludzie odpowiedzialni za tę produkcję wzięli sobie narzekania widzów do serca, bo już w premierze trzeciego sezonu serwują nam taką porcję akcji, jakiej na farmie Hershela próżno było szukać.
[image-browser playlist="598012" suggest=""] ©2012 AMC.
Jest ostro już od pierwszych minut, a gnijący trup ściele się gęsto. Wreszcie czuć, że oglądamy serial o zombie, a nie średniej jakości obyczajówkę, w której umarlaki przewijają się gdzieś na dalszym planie. Bohaterowie odnajdują opuszczone więzienie i postanawiają uczynić z niego tymczasowe miejsce zamieszkania. Zanim jednak będzie można czuć się tam bezpiecznie, należy wpierw oczyścić teren z wałęsających się zwłok. Miłośnicy krwawej jatki nie powinni narzekać, gdyż nasza dzielna kompania się nie patyczkuje i jucha bryzga na wszystkie strony, co w połączeniu z kapitalną charakteryzacją truposzy (ogromna zaleta serialu) niezwykle cieszy wzrok. Strzałem w dziesiątkę było umieszczenie akcji w więzieniu. Miejscówka ta jest niezwykle klimatyczna - placówkę otacza las, dookoła pełno zombie, a mroczne korytarze przyozdobione są zaschniętą krwią i ludzkimi szczątkami. Chwilami aż można poczuć przyjemny dreszczyk niepokoju. Szkoda, że losy Ricka i spółki od początku nie toczyły się podobnych lokacjach, atmosfera z pewnością byłaby gęstsza i serial tylko by na tym zyskał. Oczywiście zdaję sobie sprawę z faktu, że to ekranizacja komiksu, ale gdyby przynajmniej większość starć z nieumarłymi przenieść z otwartej przestrzeni do ciasnych i ciemnych pomieszczeń, to poziom napięcia zdecydowanie by podskoczył.
[image-browser playlist="598013" suggest=""] ©2012 AMC.
Na lepsze zmieniło się nie tylko otoczenie, ale i sami bohaterowie. Rick w końcu zmężniał. To już nie ten sam bohater, którego znaliśmy. Od teraz to prawdziwy przywódca - stanowczy i pewny siebie. Podobnie sprawa ma się z jego synem Carlem. Chłopak przestał być piątym kołem u wozu, które nastręcza tylko kolejnych problemów. Wreszcie sam potrafi się o siebie zatroszczyć. Bronią palną likwiduje kolejnych truposzy nie gorzej od dorosłych bohaterów. Będąc przy Carlu, zastanawiam się, czy twórcy nie zamierzają wprowadzić jakichś bliższych relacji pomiędzy nim a młodszą córką Hershella, gdyż jedna ze scen zdaje się coś takiego sugerować. Niczego sobie wypada postać Michonne, której co prawda w premierowym odcinku nie ma zbyt wiele, ale kiedy już się pojawia, to nieszczególnie razi i koniec końców całkiem nieźle wpisuje się w ogólną konwencję serialu. Z drugiej jednak strony, z pewnością nie zaszkodziłoby, gdyby czarnoskóra dziewczyna nie zachowywała się jak profesjonalny zabójca zombie, który jednym cięciem miecza pozbawia głów kilku umarlaków. Jeśli tylko twórcy nie przeszarżują z tą postacią, to powinno być dobrze. Będąc przy bohaterach nie mógłbym nie wspomnieć o Lori, która jak zwykle irytuje, i to ze zdwojoną siłą, bo jest już w zaawansowanej ciąży, więc i miewać będzie huśtawki nastrojów. Naprawdę życzę tej postaci rychłej śmierci i mam nadzieję, że czarny scenariusz, który napawa ją lękiem się ziści, bo oglądanie jej kolejnych żenujących popisów i słuchanie inteligentnych inaczej wynurzeń to prawdziwa katorga dla widza.
[image-browser playlist="598014" suggest=""] ©2012 AMC.
Nie licząc Lori ciężko byłoby wskazać jakieś słabe strony recenzowanego odcinka, gdyby nie jedna z końcowych scen, której realizacja kompletnie nie przypadła mi do gustu. Chodzi mi dokładnie o to, co spotyka jednego z bohaterów. Ciężko mi uwierzyć, że ludzie, którzy już od dłuższego czasu żyją w świecie opanowanym przez żywe trupy nie wykształcili w sobie pewnych instynktownych zachowań, jak chociażby podświadome omijanie szerokim łukiem walających się na ziemi zwłok. Właśnie taka nieuwaga staje się tutaj przyczyną tragedii, czego ja absolutnie nie kupuję. Wydaje mi się to strasznie naciągane, by nie rzec, kiczowate. Niemniej jednak to jedyna rzecz, do której mogę się tym razem przyczepić. Otwarcie trzeciego sezonu jest naprawdę mocne i pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to jak do tej pory jeden z najbardziej klimatycznych i emocjonujących odcinków, jakie wyemitowano. Mam tylko nadzieję, że nie jest to wabik, który kusząc obietnicą wielkich emocji, ma na celu przytrzymać widzów przed telewizorami. Jeśli twórcy do końca zdołają utrzymać tak wysoki poziom, to nie mam wątpliwości co do tego, że będzie to najlepszy jak do tej pory sezon. Nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na pojawienie się postaci Gubernatora i powrót Merle'a, bowiem wtedy to dopiero będzie się działo! Ocena: 9/10