Dla odmiany to wokół Andrei kręci się teraz większość wydarzeń. Kobieta nie tylko zaczyna wreszcie coś podejrzewać, ale i pragnie uniknąć rozlewu krwi. W tym celu postanawia wybrać się w podróż do więzienia i wynegocjować z grupą Ricka jakieś warunki rozejmu, nim wojna pomiędzy obydwoma obozami nabierze realnych kształtów i zacznie zbierać krwawe żniwo. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że starzy znajomi podchodzą do niej dość nieufnie, co w sumie nie dziwi zważywszy na jej zażyłe stosunki z Gubernatorem. Nieco irytuje mnie ta bohaterka. Niegdyś bardzo fajna postać żeńska, a obecnie taka trochę idiotka, która godnie przejęła schedę po Lori. Ja rozumiem, że początkowo była nieświadoma pewnych rzeczy, ale chyba dostała już wystarczająco wiele dowodów na to, że jej kochanek ma nierówno pod sufitem. Dodatkowo uświadamia ją w tym cała dawna grupa, łącznie z Michonne - po raz pierwszy od jakiegoś czasu mówiącą z sensem - a mimo wszystko Andrea nadal nie potrafi przejrzeć na oczy, co zaczyna już naprawdę drażnić.
[image-browser playlist="594081" suggest=""] ©2013 AMC
Ciekawym zabiegiem jest to, co zrobiono z wątkiem Tyreesa. Po tym, jak Rick wyrzucił ich z więzienia, podążali lasem, aż natknęli się na Andreę i Miltona, który zabrał ich do Woodbury. W przyszłym starciu dwóch obłąkanych mężczyzn to Gubernator prawdopodobnie zyska przewagę, gdyż nie dość, że czarnoskóry osiłek wraz ze swoją świtą będą walczyć po jego stronie, to jeszcze znają oni częściowy plan więzienia, co może nawet pozwoli im zakraść się do kompleksu niepostrzeżenie. Zbliżający się wielkimi krokami pojedynek zapowiada się naprawdę emocjonująco, a mnie podoba się to, że w tym konflikcie twórcy nikogo nie pozostawiają neutralnym - każdy musi opowiedzieć się po którejś ze stron.
Dziwne uczucie towarzyszyło mi przy scenach z udziałem Merle'a. Odniosłem wrażenie, że coś zaczęło do niego docierać i przynajmniej spróbuje się zmienić. Widać to chociażby w scenie, w której stara się pogodzić z Michonne. Wpływ na to miało chyba negatywne nastawienie praktycznie całej grupy względem jego osoby, jak również wcześniejsza rozmowa z Darylem. Ucieszyłbym się, gdyby okazał się postacią nie tak jednoznaczną, jak obecnie, ponieważ lubię tego bohatera. Drzemie w nim ogromny potencjał i, jak pokazał dialog z Hershellem, nie jest on aż takim prymitywem, na jakiego wygląda. Nawet książki czyta.
[image-browser playlist="594082" suggest=""] ©2013 AMC
Pozytywnie zaskakuje Carl, który wydaje się być bardziej dojrzały od niejednego dorosłego. Jak na swój młody wiek, wykazuje się niebywałym rozsądkiem, co widzimy, kiedy próbuje przemówić ojcu do rozumu. Nie wiem, czy twórcy za bardzo nie przesadzają z tak szybkim rozwojem emocjonalnym Carla, ale bynajmniej nie zamierzam wieszać za to na nich psów, gdyż w ten sposób dzieciak zalicza się do tych bohaterów, do których ciężko jest mieć jakieś większe zastrzeżenia. Fajna postać, która w miarę szybko odnalazła się w nowej rzeczywistości.
Jedenasty odcinek zdecydowanie nie należy do ścisłej czołówki. Orbituje raczej wokół stanów średnich, w których dynamiczna akcja i niespodziewane zwroty akcji ustępują miejsca budowaniu relacji między bohaterami. "I Ain't a Judas", choć nie trzyma nas na skraju fotela, oferuje równy, wysoki poziom, do którego przyzwyczaił nas trzeci sezon "The Walking Dead".
Ocena: 7/10