Uwaga! Recenzja zawiera spoilery
W ostatnich tygodniach widzowie trochę narzekali, bo "The Walking Dead" odeszło od dotychczasowych schematów i nieco zmieniło klimat, co mnie osobiście bardzo przypadło do gustu. Ale jak wiadomo, gusta są różne i podobno się o nich nie dyskutuje. W każdym razie, jeśli ktoś nie był zachwycony poprzednimi odcinkami, to informuję, że serial powrócił na właściwe tory.
Rick zdecydował się wydać Michonne Gubernatorowi i tym samym zapewnić grupie spokój. Nie jest to jednak dla niego łatwa decyzja i cały czas waha się, czy aby nie zmienić zdania. Merle natomiast na tyle zdołał poznać byłego stróża prawa, żeby wiedzieć, iż nie jest on do zdolny do wcielenia tego pomysłu w życie. Postanawia więc samemu dostarczyć kobietę władcy Woodbury i uniknąć dalszego rozlewu krwi.
[image-browser playlist="592861" suggest=""] ©2013 AMC
Trochę zaskakuje fakt, że jednak zdecydowano się wydać Michonne, gdyż końcówka poprzedniego odcinka sugerowała raczej zupełnie coś innego. Dziwi zresztą naiwność Ricka, który wierzy, że w ten sposób uniknie wojny. O ile jego można jeszcze jakoś zrozumieć, tak już zachowanie Merle'a, który przecież spędził z Philipem wystarczająco dużo czasu, by wiedzieć, do czego jest zdolny, wydaje się wręcz absurdalne. Być może od początku planował on wypuścić Michonne, czując jakąś wewnętrzną obawę o jej niepewny los, ale wydaje się to być mało prawdopodobne. Decyzja o jej uwolnieniu to bardziej następstwo rozmowy z kobietą i zwykłego impulsu, aniżeli wielogodzinnych przemyśleń.
Pomijając jednak kwestię dziwnych poczynań głównych bohaterów, sam odcinek prezentuje się bardzo dobrze i każdy miłośnik serialu powinien znaleźć w nim coś dla siebie. Jakiś czas temu pisałem o skoku jakościowym w warstwie dialogowej, jaki nastąpił od poprzedniego sezonu, a "This Sorrowful Life" tylko to uwidacznia. Scena rozmowy Merle'a z Darylem jest nie tylko jedną z lepszych w tym odcinku, ale w całej trzeciej serii. Oczywiście nadal trafiają się słabsze wymiany zdań, ale widać, że scenarzyści zaczęli się bardziej przykładać.
Nie zabrakło też akcji, która związana jest z planem Merle'a. Choć opracowana przez niego strategia jest skuteczna i dobrze pomyślana, to nie wiem, czemu postanowił on zabrać się za jej realizację w pojedynkę. Wystarczyłyby jeszcze ze dwie osoby, a widmo wojny zostałoby zażegnane raz na zawsze. Tyle tylko, że wówczas moglibyśmy zapewne zapomnieć o zaskakującym i pełnym emocji zwrocie akcji. Śmierci starszego z braci Dixon chyba nikt się nie spodziewał. Jego egzekucja została przedstawiona w bardzo satysfakcjonujący sposób. Zginął tak, jak na to zasługiwał - na polu walki, bez błagania o życie - adekwatnie do charakteru postaci. Nie wypada nie wspomnieć o fragmencie, w którym Daryl znajduje swojego brata. Właśnie takich rzeczy powinno być w tym serialu więcej: mocnych i grających na uczuciach. Nie ulega wątpliwości, że jest to jedna z najbardziej zapadających w pamięć scen od początku istnienia tego serialu.
[image-browser playlist="592862" suggest=""] ©2013 AMC
A jednak żałuję, że Merle zginął. To jedyna postać, która choć trochę równoważyła tych prawych i sprawiedliwych członków grupy Ricka i dodawała kolorytu całej opowieści. Odpadła z serialu zdecydowanie za wcześnie. Widać było, że bohater ten się rozwija i staje się coraz ciekawszy. W obliczu apokalipsy taki nie do końca zepsuty łotr wydaje się bardziej wiarygodny, niż mdli i stale prawiący o miłości i honorze dobrzy samarytanie, jakich w serialu nie brakuje. Przy odpowiednim poprowadzeniu jego wątku, mógł wnieść do produkcji naprawdę wiele, bo potencjał tej postaci był ogromny. Z drugiej jednak strony chyba rozumiem, czemu taki zabieg miał służyć. Pod koniec odcinka grupa zamierza opuścić więzienie i nie wdawać się w wojnę z Gubernatorem, ale raczej nie na taki finał sezonu liczymy. Daryl prawdopodobnie zechce pomścić śmierć brata i mimo wszystko nakłoni swoich towarzyszy do walki. Mając to na uwadze, zastanawiam się też, czy w ostatnim epizodzie do odstrzału nie pójdzie Glenn albo córki Hershella. Sceny oświadczyn i wspólnej modlitwy mogłyby to sugerować, a przynajmniej ja tak to odbieram. Piętnasty odcinek, pomimo kilku mankamentów, prezentuje się naprawdę dobrze i stanowi smakowitą przystawkę przed daniem głównym, które czeka nas za tydzień. Żartując z przemowy Ricka, można rzec, iż zobaczymy starcie tyranii z demokracją, w której nie obędzie się bez ofiar. Ocena: 8/10