Trzeci odcinek The Walking Dead: Dead City przybliżył przeszłość wszystkich najważniejszych postaci tego spin-offu. Ale i tak zapamiętamy go z wyjątkowo makabrycznych scen, które są przeznaczone dla widzów o mocnych żołądkach.
W nowym odcinku The Walking Dead: Dead City to przy Armstrongu rozgrywały się najciekawsze wydarzenia. Tajemniczy stróż prawa został pojmany przez Chorwata, który niespodziewanie zaproponował mu kolację, która nie skończyła się dobrze dla kelnera. Z jednej strony trochę lepiej poznaliśmy tego złoczyńcę, który pod wieloma względami przypomina Negana, gdy ten rządził Zbawcami. Nawet swoją miejscówkę nazywa sanktuarium, choć dla odmiany dla niego źródłem zasobów są zombie. Z drugiej strony dość łatwo można było się domyślić, jak przebiegnie dalej akcja po tym, jak kelner musiał połknąć kluczyk od kajdanek Armstronga.
Widzowie mogli poczuć się ostrzeżeni przed brutalnym rozwojem wydarzeń, więc twórcy nie powstrzymywali się. Walka Armstronga na arenie w klatce przeciwko przemienionemu w szwendacza kelnerowi była makabryczna. Starcie z kolejnymi zombie też emocjonowało, szczególnie że dodano niezły zabieg wizualny. Przez to, że bohater był odurzony, to ten rozmazany obraz powodował niepokój i niepewność o jego los. Niewątpliwie te sceny dostarczyły mocnych wrażeń.
Ostatecznie Armstrong przeszedł ten krwawy test, który zafundował mu Chorwat. W miarę płynnie przeszliśmy do części historii z ich kolejną konfrontacją, gdzie dowiedzieliśmy się o nich kilku nowych informacji. Z jednej strony złoczyńca złamał stróża prawa, gdy odczytał osobisty list z wołaniem o pomoc. To dość dobrze opisuje dwoistość tej postaci – nie zawaha się zabijać w najbardziej brutalny sposób, ale też nie zatracił całkowicie swojego człowieczeństwa. Z drugiej strony Chorwat podzielił się opowieścią o swojej rodzinie, która miała to nieszczęście, że trafiła na kanibali. To dobrze wyjaśnia przemianę Chorwata w potwora. Zeljko Ivanek świetnie sobie radzi w roli antagonisty serialu, choć wydaje się, że jeszcze nie pokazał całego potencjału i charyzmy tej postaci. W każdym razie obaj mężczyźni mają teraz wspólnego wroga, więc możemy liczyć na ciekawy przebieg wydarzeń.
Mniej dynamicznie prezentował się wątek Maggie i Negana, którzy opracowywali plan odnalezienia Hershela z pomocą Tommaso i jego grupy. Niespodziewanie kobieta opowiedziała mu o kłótni z synem tuż przed jego uprowadzeniem. Przy okazji otrzymaliśmy też nawiązania do historii z The Walking Dead, co pozwoliło lepiej wczuć się w smutek bohaterki (bardzo dobra Lauren Cohan). Twórcy postanowili wykorzystać sytuację i wyjaśnić też, co stało się z Annie i dzieckiem. Była to równie przykra opowieść, co Chorwata, ale z nieco lepszym zakończeniem. Natomiast ta relacja między nimi zaczyna ewoluować. Jakby nastąpiła pewna akceptacja i zrozumienie między nimi, co jest na pewno krokiem naprzód. Do tego nie jest to pokazane w naiwny sposób, ale dość zniuansowany. Dzięki tym wyznaniom klimatyczna sekwencja, w której pokazano wspólną kolację grupy z głównymi postaciami i Chorwata zagrzewającego swoich zwolenników, nabrała melancholijnej głębi.
Ale chwila zadumy dość szybko minęła, gdy bohaterowie pokazali swoje prawdziwe oblicza. Z jednej strony Maggie utajniła przed Neganem, że Ginny jest na Manhattanie, aby nie odwracać jego uwagi od ratowania syna. Nie pokazano nam, czy spaliła cennego dla nastolatki pluszowego dinozaura, ale to podkreśliło nam, jak zdeterminowana jest ta postać. Wciąż ma chwile zawahania, ale wydaje się, że nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel. Z kolei Negan skonfrontował się z górującym nad nim Lutherem, który odkrył jego prawdziwą tożsamość. Znowu twórcy się nie hamowali przed pokazaniem wyjątkowo drastycznych scen, gdy w ruch poszła tarka, a potem ciemnoskóry bohater nabił się na hydrauliczny element. Był to nieprzyjemny widok, który działał na emocje. Natomiast wydaje się, że coś złego przebudziło się w Neganie, co na pewno intryguje.
Tym razem wątek Ginny bardziej interesował niż poprzednim razem. Dziewczyna dotarła na Manhattan, gdzie musiała powalczyć ze szwendaczami. Ale tak naprawdę bardziej ciekawiły jej retrospekcje z Neganem na początku ich znajomości. Nie od dziś wiemy, że bohater świetnie sobie radzi z dziećmi i młodzieżą, więc ich wspólne sceny w świetle dnia po prostu nieoczekiwanie ocieplały wydarzenia, dzięki czemu ten odcinek nie był aż tak ponury i dołujący. Do tego historia z pluszową maskotką posłużyła do podniesienia emocji związanych z czynem Maggie.
Warto jeszcze wspomnieć o sarence. Wierni fani na pewno wciąż żywo pamiętają z The Walking Dead to zwierzę wygenerowane komputerowo. To jeden z najbardziej haniebnych momentów w tym uniwersum. Twórcy najwyraźniej postanowili się po latach poprawić i nieco zadośćuczynić za tamtą wstydliwą wpadkę. Tym razem sarenka wyglądała naprawdę przyzwoicie, a to że trochę nie miało sensu, że sobie tak bryka po opanowanym przez zombie Manhattanie odciętym od świata, nie ma znaczenia. Grunt, że twórcy mają dystans do siebie i postanowili naprawić błędy przeszłości.
Trzeci odcinek The Walking Dead: Dead City pomógł lepiej poznać złoczyńców oraz zbliżyć nieco do siebie Maggie i Negana. Nie brakowało też wielu nawiązań do The Walking Dead, które fani na pewno wychwycili, jak na przykład motyw z gwizdaniem. Aby nie znudzić widzów, twórcy dodali jeszcze trochę brutalnych scen, żeby wywołać nieco emocji – głównie odrazę. Natomiast maksymalnie wykorzystują dany im czas, sprawnie przechodząc od jednego wątku do drugiego, uzupełniając wszystkie ważne informacje. Dobrze przygotowali grunt pod wyczekiwaną konfrontację z niebezpiecznym i budzącym grozę Chorwatem. Na pewno będzie ona intensywna!