The Walking Dead podobnie jak w 4. sezonie serwuje widzom odcinki rozwijające poszczególne postacie. Nie wszyscy przepadają za tą formą, ale zdecydowanie ma ona swoje zalety i dobrze, że jest stosowana, bo pozwala pokazać niektórych bohaterów z zupełnie innej strony, a akcja w grupie po prostu nie daje takiej możliwości. Problemem tego typu formy jest wybór postaci, które powinny taki odcinek dostać. Jak nieporozumieniem było umieszczenie Beth w centrum 4. odcinka, bo prawdopodobnie nie pomylę się, mówiąc, że jest ona wielu widzom obojętna, tak wybór na 6. odcinek jest naprawdę dobry. Daryl i Carol w centrum wydarzeń to odcinek na pewno ciekawy i rozbudowujący w znakomity sposób obie postacie.

Daryl to ulubieniec publiczności, a Carol, jak dla mnie, zmieniła się w kogoś, kogo można lubić. Oboje są twardzi, bezkompromisowi i gdy trzeba - bezlitośni. Dobrze, że opowiadając ich historię, udaje się wprowadzić równowagę pomiędzy skupieniem na osobowości postaci a powiązaniem ich z przewodnią historią sezonu. I to naprawdę może się podobać, jak w tym odcinku twórcy odnoszą się do przeszłości Carol, pokazując, jak daleką przeszła drogę. Powrót do korzeni w tym przypadku sprawdza się znakomicie, bo teraz widzimy, jak bardzo ona się zmieniła, jak stała się zupełnie inną kobietą, jak ten świat ukształtował ją na zabójczynię praktycznie bez skrupułów. Symboliczne są sceny w schronisku dla bitych kobiet, gdzie widzimy, jak bardzo jest to emocjonalne przeżycie dla Carol. Szczególnie gdy dochodzi do poruszającej sceny z matką i dzieckiem zombie - nawet to miejsce, mające przecież zapewnić bezpieczeństwo, nie ochroniło ich przed tak złym losem. To działa, bo pomimo wolniejszego tempa i braku efektownej akcji udaje się tu stworzyć silne emocje i rozbudować jeszcze bardziej Carol, ukazując ją z tej perspektywy. Wszystko ma także wyjątkową atmosferę, która potrafi zaintrygować i przykuć do ekranu.

[video-browser playlist="632792" suggest=""]

Zresztą to samo tyczy się Daryla. Twórcy wzięli sobie za cel ukazanie obojga w kontraście do odpowiedników z 1. sezonu i właśnie ten powrót do miasta jest doskonałą okazją do zastosowania takiego zabiegu. Chociaż Daryl szybko stał się ulubieńcem widzów, da się dostrzec, że on również bardzo się zmienił. Dobrze to podsumowuje sama Carol, mówiąc, że był chłopakiem, a teraz jest mężczyzną. Wiele ekstremalnych wydarzeń zahartowało go chyba bardziej, niż sami mogliśmy zauważyć, oglądając ten serial na bieżąco. Ważna jest tutaj scena ze śledzącym ich chłopakiem. Kiedy dochodzi do podjęcia decyzji na temat jego losu, najpierw Daryl okazuje litość, a potem Carol. Ta wyprawa zdecydowanie nauczyła coś tych dwoje - choć świat zmienił się w piekło, nie powinno zabraknąć tutaj zwyczajnych ludzkich odruchów. W końcu - jak to powiedział Daryl - to tylko dzieciak, więc dlaczego mają go bezwzględnie zabić? Ukradł im broń, wiedząc, że sobie poradzą. 

Dzięki temu, jak wyśmienicie pokazano obie postacie, odcinek zdecydowanie zaliczam do udanych. Szczególnie podoba mi się podkreślenie ich twardości - czy naprawdę widzielibyśmy scenę z jakimikolwiek innymi bohaterami, którzy zjeżdżają samochodem z mostu? Coś takiego mógł zrobić tylko ten duet Rambo (i wyjść z tego praktycznie bez szwanku).

The Walking Dead w 6. odcinku serwuje emocjonalną opowieść o postaciach, których nie da się nie lubić. W końcu to jest duszą tego serialu - historia o ludziach, których losy są dla nas ważne. Ten epizod dokładnie pokazuje, jak w przypadku takich solowych opowieści ważny jest dobór odpowiednich bohaterów.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj