The Walking Dead powraca z kolejnymi odcinkami. 9. sezon oferuje widzom nowe otwarcie, ale czy udane? Oceniam bez spoilerów.
The Walking Dead chce znaleźć nową drogę na przyszłość. 9. sezon jest tworzony przez nową showrunnerkę Angelę Kang, która proponuje widzom przeskok w czasie o dwa lata i nowy początek. To ostatnie jest odczuwalne najbardziej w premierowym odcinku, który starannie przedstawia zmiany w rzeczywistości bohaterów. Przez ten czas od zakończenia wojny ze Zbawcami świat bardzo się zmienił i jest zupełnie inny. Wszystkie społeczności żyją w pokoju, we współpracy i chcą odbudować cywilizację. Wręcz można powiedzieć, że widzimy w premierowym odcinku coś bliskiego utopii, w której szwendacze są mało istotną przeszkodą. To właśnie w dużej mierze jest zaletą tego odcinka, który jest tym wszystkim w stanie zainteresować, bo dostajemy w końcu coś nowego w tym serialu.
Tempo odcinka jest niespieszne, więc utrzymane w charakterystycznym stylu serialu. To, co robi różnicę, to prezentacja wydarzeń, które wydają się mieć znaczenie. Nie ma poczucia, że ktoś szwenda się po lesie bez celu czy rozmawia o niczym przez pół odcinka. Większość wydarzeń ma znaczenie dla fabuły. Nie tylko dlatego, że obserwujemy zmagania bohaterów, by rozwijać cywilizację po apokalipsie, ale też z powodu tego, że wydarzenia wydają się powoli budować kierunek rozwoju sezonu. W końcu zgodnie z zapowiedziami pojawiają się pierwsze skazy na tym idealnym społeczeństwie, a to samo w sobie ma potencjał na wiele. Wychodzi to ze strony Maggie, która w finale 8. sezonu sugerowała, że nie będzie do końca za wizją Ricka z uwagi na osobę Negana. Na szczęście twórcy nie popadli w absurdalną skrajność, a sieją na razie dość subtelnie ziarna. Czuć w tym więcej przemyślenia decyzji bez popadania w dziwne głupoty.
Największą zmianą w relacjach pomiędzy bohaterami jest związek Carol z królem Ezekielem. Z tym wątkiem wiązałem największe obawy, że twórcy w tonie poprzednich sezonów poświęcą temu najwięcej czasu kosztem ciekawszych historii. Na szczęście jest poprawnie. Wątek został naturalnie wpleciony do całej historii i nie przytłacza. A z uwagi na doświadczenia Carol z małżeństwa z pierwszego sezonu to wszystko nabiera innego wydźwięku i staje się ciekawsze. Z uwagi na to, że to nadaje Carol nowego wyrazu, który odziera ją z łatki kobiety komandos. Wbrew pozorom jest wątek ważny, bo nadaje ludzki wymiar Carol.
Problem tak naprawdę jest z akcją ze szwendczami. Ponownie twórcy tworzą to dość nieporadnie, z irytującymi absurdami i wymuszeniem kierunku fabularnego, który trudno przyjąć z aprobatą przez niedopracowania realizacyjnie. Minęło sporo czasu od wybuchu epidemii zombie, a niektórzy bohaterowie dalej zachowują się jak skończeni głupcy, którzy nie słyszą skradającego się szwendacza. W takich momentach po prostu ręce opadają, bo ekipa odpowiedzialna za realizację, psuje to, co scenarzyści i showrunnerka tutaj budują.
The Walking Dead zaczyna się odcinkiem stonowanym, wolnym, ale ciekawym. Przedstawienie zmian w nowej rzeczywistości bohaterów sprawdza się dobrze i pozwala na nowo wciągnąć się w świat zombie. Jestem usatysfakcjonowany i zaintrygowany, bo choć nic w tym odcinku nie porywa, jest on bardzo obiecującą premierą.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h