The Walking Dead oferuje kolejny przeskok w czasie o kilka miesięcy, by zawiązać akcję. W tym przypadku głównie po to, by pokazać finisz zapowiadanej odbudowy mostu, który będzie łączyć wszystkie społeczności. To staje się tak naprawdę wymówką do tego, by pokazać to, co w człowieczeństwie jest najbardziej przerażające, czyli brak otwartości i chęci współpracy. Premiera sugerowała, że nie wszyscy akceptują Zbawców jako części nowego świata. Tutaj ten motyw staje się kluczowy i ewoluuje. To właśnie w tym wątku następuje skaza na idealnej utopii Ricka Grimesa. Dzięki temu jest interesujący i czuć szansę na rozwój w dobrym kierunku. Fakt, że to Daryl odgrywa kluczową rolę w zaognieniu sytuacji ze Zbawcami, nie jest przypadkowy. Wiemy, że jednak spotkała go pewna trauma ze strony Negana. Życie jako niewolnik u Zbawców odbiło się na nim w jakiś sposób i teraz twórcy postanowili to zobrazować. Ma to sens, jest wiarygodne i dobrze rozwija opowiadaną historię. A to chyba jest najważniejsze, by ten wątek potrafił zainteresować i napędzał fabułę. Nawet jeśli sam Daryl nie ma zbyt dużo argumentów i po prostu gwałtownie reaguje, to jest częścią problemu, jaki pojawia się w tym świecie. Być może nawet to jest sugestia twórców, że nawet w takich ekstremalnych warunkach ludzie nie mogą się zjednoczyć, bo silniejsze będą emocje i różnice, niż zdrowy rozsądek. Dobrze też jest u Maggie, która po rozmowie z Michonne podejmuje decyzje o zgodzie na opracowanie wspólnych praw. Wiadomo, że na tym etapie to pierwszy krok do odbudowy cywilizacji. Kwestia Gregory'ego to zaledwie punkt wyjścia do ruszenia tego motywu i pokazania też, jak najwyraźniej będzie on dzielić społeczności, choć powinien łączyć. Zrozumienie motywacji niedoszłego zamachowca też wydaje się istotne dla rozwoju Maggie jako człowieka i przywódczyni. Takie zwyczajne rozmowy w tym sezonie wydają się mieć większe znaczenie niż w poprzednich. A w tym wszystkim też liczą się detale. Maggie mająca dylemat, czy pomóc byłym wrogom, Daryl wściekający się na Ricka, Zbawcy prowokujący tych, którzy ich oszczędzili - każdy z tych wątków buduje wrażenie, że rozpadnięcie tego wszystkiego na kawałki to kwestia czasu. Może właśnie dlatego scena z Neganem, choć krótka, ma tak wielkiego znaczenie w tym odcinku dla zrozumienia bieżących wydarzeń. Zaś sam Negan ponownie udowadnia, że nawet na tle Ricka nadal jest niezwykle charyzmatyczny. Dużo w tych wszystkim małych, ludzkich sytuacji, które można nazwać wątkami pobocznymi. Coś, co wyraźnie będzie istotne, bo buduje relacje pomiędzy bohaterami. Czy to sympatyczne rozmowy Carol z Ezekielem, czy to Jadis z Gabrielem, czy to nawet ważna kwestia wątku Aarona. Każdy z tych elementów ma znaczenie, choć na pierwszy rzut oka to zwyczajny wątek, jakich wiele. Czuć, że w wielu momentach twórcy sieją ziarna. Pytanie brzmi: czy plony będą warte oczekiwania? The Walking Dead nie porywa, ale też nie obraża absurdami i głupotą, jak to miało często miejsce w poprzednim sezonie. Na razie jest spokojnie, interesująco i nie nudno, z potencjałem do wykorzystania na horyzoncie. Szczególnie, że cliffhanger obiecuje, że tempo z każdym odcinkiem będzie rosnąć, a fabuła powinno rozwijać się w ciekawym kierunku. Solidnie, obiecująco, ale bez szału. A może to nawet i dobrze w perspektywie dobrego rozwoju sezonu?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj