The Walking Dead w finale jesieni (midseason) przeważnie dostarczał oczekiwanej rozrywki. W końcu to ostatni odcinek przed kilkumiesięczną przerwą, więc twórcom zależało na zbudowaniu emocji, które pozostaną z widzami na długi czas. Tak też dzieje się teraz w 8. odcinku 9. sezonu, który pokazuje przemyślaną i dopracowaną historię, dobrą budowę napięcia i wprowadzenie nowego wroga z klasą. Po obejrzeniu towarzyszy mi cały czas myśl: ależ to było dobre! Jednak nie wszystko jest idealne i perfekcyjne. Twórcy The Walking Dead nie byliby sobą, gdyby nie wprowadzili jakiegoś absurdu. Nawet małego. W tym przypadku wątek nastolatków w Hilltop jest takim totalnym nieporozumieniem. Scenarzyści starają się wmówić widzom, że amerykańskie nastolatki to imbecyle i najwyraźniej apokalipsa tego nie zmieni. Cały wątek z wymykaniem się z Hilltop, by upić się i pobawić z zombie, jest głupotą, której nie można akceptować. Tego typu pomysły nie mają najmniejszego sensu w realiach tego fikcyjnego świata. Widzę, że przez osobę Henry'ego chciano tutaj przemycić coś istotnego, czego małoletni z Hilltop najwyraźniej nie zrozumieją (mówi o tym sam Henry). Tonie to jednak w bagnie nonsensu. Przybycie Michonne do Hilltop jest bardziej intrygujące, niż oczekiwałem. Twórcy znów wprowadzenie sugestie odnośnie do strasznych wydarzeń z przeszłości, które zmieniły bohaterkę w tę nieufną osobę, którą oglądamy. Można zakładać, że niesnaski pomiędzy Aleksandrią a Hilltop mogą mieć związek z tajemniczą blizną w kształcie litery X. Czy w międzyczasie pojawił się tajemniczy wróg? Z rozmowy Michonne z Carol można wywnioskować, że ta pierwsza zrobiła coś trudnego, przez co wszyscy przeżyli. Tylko przy okazji ją za to nienawidzą. Na razie wątek nie mówi wiele, ale pobudza ciekawość. To chyba najważniejsze, bo - jeśli jest w tym pomysł - to może procentować w sezonie 9B.
fot: Gene Page/AMC
+19 więcej
Poszukiwania Eugene'a to najlepsze momenty odcinka. Od chwili, gdy twórcy zaczynają budować wielkie napięcie w pogoni stada zombie za bohaterami, ogląda się ten odcinek, siedząc na skraju fotela. Widzimy dziwne zachowanie szwendaczy, niepokój na twarzach uciekinierów oraz nieśpiesznie budowaną atmosferę grozy. W pewnym momencie całe otoczenie zmieniło się w mroczne miejsce otoczone mgłą, jak w jakimś horrorze. Ten klimat kapitalnie działa podczas kulminacyjnych momentów, w których Aaron, Eugene i Jesus muszą walczyć. Każdą kolejną minutę ogląda się z rosnącym zainteresowaniem. Gdy jednak przychodzi do finalnej sceny, mogę jedynie wyrazić podziw. W końcu to jest zwrot akcji, którego widzowie się nie spodziewają, a jego wprowadzenie jest wręcz perfekcyjne. Dwa przypadkowe zombiaki mają zostać zabite przez Jesusa po drodze do wyjścia, aż tu nagle szok. Ta scena, w której jeden z nich robi unik, zabija Jesusa i wypowiada znaczące słowa, to coś tak idealnie przeprowadzonego, że mogę jedynie bić brawa. Emocje, napięcie i zaskoczenie w wzorowych proporcjach. Mamy zatem przedstawienie nowego wroga. Serial na razie pokazał, że mówiące zombie to ludzie nakładający ich skórę na siebie i chodzący wśród stada szwendaczy. Na tym kończą się wszelkie informacje, bo odpowiedzi widzowie dopiero dostaną w 2019 roku. Fani komiksów wiedzą, że to tzw. Szeptacze. Wróg zapowiada się kapitalnie, jego wprowadzenie na pewno wywoła emocje widzów, którzy nie mają zielonego pojęcia o komiksach, a dzięki temu sezon 9B może być czymś niezwykłym, czego The Walking Dead bardzo potrzebuje, by odzyskać dawną chwałę. Dobrze też wypadają sceny Gabriela z Neganem. Widać, że po załamaniu nerwowym w obliczu Maggie, Negan wrócił do dawnego siebie. Przynajmniej w jakimś stopniu. Jego dogryzanie księdzu może się podobać, bo to zasadniczo kwintesencja postaci granej przez Jeffreya Deana Morgana. Charyzmatyczny, na swój sposób dowcipny i - co w sumie mnie zaskoczyło - ludzki. Wierzę w jego reakcje na wieść o Rosicie. Dlatego snuję wniosek, że choć Negan przypomina siebie, to jednak dojrzał i zmienił się. Mam nadzieję, że wątek jego ucieczki przez niefrasobliwość Gabriela doprowadzi do pokazania nowego Negana w pełnej krasie. Nowy wróg to jedno, ale Negan na wolności to wątek z ogromnym potencjałem, bo jednak w sezonie 9A postać była, delikatnie mówiąc, marnowana.
The Walking Dead kończy emisję w 2018 roku bardzo dobrym odcinkiem. Ważnym dla fabuły i przyszłości serialu, z dużą dawką emocji, napięcia i klimatu oraz z pożegnaniem Jesusa. Przeskok w czasie o sześć lat był zbawienny dla tego serialu. Od tego momentu po raz pierwszy od kilku sezonów czekałem z niecierpliwością na kolejny odcinek. Teraz po raz pierwszy będę czekał z wielkimi emocjami na drugą część sezonu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj