Three Pines to nowy serial Amazona o tematyce detektywistycznej, bazujący na książce autorstwa Louise Penny. Oceniam pierwszy sezon.
Three Pines to nowy serial kryminalny, który zadebiutował w Polsce na platformie HBO Max. Głównym bohaterem jest Armand Gamache (
Alfred Molina), znany i profesjonalny detektyw, który ma do rozwiązania nowe sprawy. Jedna z nich szczególnie go intryguje – mowa o zaginięciu Blue Two-Rivers, młodej dziewczyny z miasteczka Three Pines w prowincji Quebec, gdzie toczy się cała akcja produkcji. Idąc śladami zaginionej, Gamache natrafia na wiele pobocznych wątków. Tytułowe miasteczko skrywa bowiem więcej tajemnic, niż się wydaje. W obsadzie poza głównym aktorem są również: Rossif Sutherland, Elle -Máijá Tailfeathers czy Sarah Booth.
Pierwszy sezon serialu składa się z ośmiu odcinków, z których każdy trwa około 50 minut. O ile sprawa Blue Two-Rivers pozostaje tu głównym wątkiem w tle i będzie przewijać się przez cały sezon, o tyle wszystkie poboczne historie kryminalne posegregowano dwójkami – każda zajmuje dokładnie dwa odcinki. I tak dwa pierwsze epizody dotyczą tajemniczej śmierci jednej z mieszkanek Three Pines, dwa kolejne – zabójstwa mężczyzny w ruinach dawnej szkoły, jeszcze następne – morderstwa córki w zamożnej rodzinie, a dwa ostatnie – potencjalnego samobójstwa mężczyzny, którego nikt w okolicy nie zna. Ta schematyczność, czy wręcz rytmiczność, staje się na pewnym etapie nieznośna, bo sprawia, że serial jest przewidywalny i mało wiarygodny. Trudno uwierzyć w to, by w małym miasteczku w rezerwacie, co kilka tygodni dochodziło do kolejnych tajemniczych zabójstw. Do tego pracują nad nimi dokładnie te same osoby, a podejrzani są zawsze ci sami mieszkańcy. Cała historia szyta jest grubymi nićmi, dlatego po jakimś czasie patrzymy na nią z przymrużeniem oka.
Sam główny bohater jest kryształowy – to najlepszy detektyw w okolicy i bardzo dobry człowiek. Zawsze działa w słusznej sprawie i w każdym widzi dobro. Twórcy starali się pokazać jego demony, ale mają one raczej wymiar smutku czy traumy po stracie rodziców. Ograniczają się w zasadzie do koszmarów sennych. W akcji bieżącej Gamache to osoba z sercem na dłoni, na której zawsze można polegać i która poradzi sobie z każdą sprawą kryminalną. Taka reprezentacja i pewnego rodzaju kult tej postaci na pewnym etapie do niej zniechęca, a akcje, w jakich uczestniczy Armand, wypadają momentami patetycznie i trochę śmiesznie. Nie trzeba nawet dużo myśleć, by wiedzieć, że i tak w ostatniej chwili uda mu się zażegnać zagrożenie, co czasem zwieńczy umoralniającą mową końcową. Pozostali bohaterowie pełnią funkcję poboczną i są w zasadzie dodatkiem do historii Armanda. Nie zaobserwowałam kreacji aktorskich, które szczególnie by się wyróżniały. Sam Molina również jest trochę sztuczny na ekranie. Trudno powiedzieć, czy to kwestia scenariusza, czy efekt jego własnej interpretacji tej postaci.
To, co serialowi wychodzi całkiem fajnie, to wprowadzenie nas w charakterystyczny klimat sosnowego miasteczka – zarówno dzięki kadrom, jak i ścieżce dźwiękowej. Scenografia jest ładna i wdzięczna, a świat przedstawiony bardzo pojemny, bo pozwala na umieszczenie w nim naprawdę licznych i dobrze opracowanych wizualnie wątków. Pod tym względem najlepiej wypadają dwa pierwsze odcinki, które rozgrywają się podczas srogiej zimy – oglądanie ich w zaciszu własnego domu, pod kocykiem, wywołuje całkiem przyjemne wrażenia. Kluczową rolę w produkcji pełni folklor rdzennych Amerykanów. W każdym odcinku pojawiają się smaczki dotyczące tej kultury, które wizualnie idealnie wpasowują się w opowieść i są cennym zasobem historii.
Zakończenie produkcji to rasowy cliffhanger – pozostaje w pełni otwarte. Tym bardziej dziwi decyzja Amazona o jej skasowaniu. Wiemy już, że
Three Pines nie powróci z 2. sezonem. Poszczególne sprawy kryminalne znalazły swoje rozwinięcie, ale trudno tu mówić o kompletnym zakończeniu historii. Serial pozostawiał jeszcze wiele możliwości. Widać, że nikt nie spodziewał się kasacji. Na ten moment historię detektywa Armanda trzeba odłożyć na półkę.
Three Pines to poprawny, ale nieszczególnie wyróżniający się serial kryminalny, który bazuje raczej na nostalgii. O ile pierwsze odcinki są jeszcze intrygujące, o tyle każdy kolejny zaczyna być coraz bardziej schematyczny, co w pewnym momencie nuży. Produkcja jest wręcz symetryczna, a podzielenie poszczególnych spraw na dwa odcinki nadało tej opowieści trochę monotonny rytm. Całość stara się za wszelką cenę uderzać w emocje, ale gubi po drodze logikę. Niestety na pewnym etapie ta maniera jest mocno zauważalna. Wśród współczesnych produkcji kryminalnych to raczej przeciętna propozycja – twórcy nie wytyczają żadnych nowych ścieżek gatunkowych i skupiają się na przestarzałej formule opowiadania, z której współcześni widzowie chyba jednak wyrośli i która na dłuższą metę się nie sprawdza.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h