Titans wyraźnie obniżyli fabularne loty. W nowym odcinku pojawia się mnóstwo scen, po których widz będzie chował twarz w dłoniach.
Jest źle, momentami nawet tragicznie.
Titans rozmieniają się na drobne, chyba już ostatecznie zacierając dobre, choć dyskusyjne wrażenie powstałe po premierowych odcinkach 3. sezonu. Po seansie
51% niektórzy z nas będą głowić się nad tym, co właściwie zobaczyli na ekranie. Przystanek w drodze do fabularnego celu? Zapchajdziurę? A może dowód na to, że twórcy produkcji zbudowali jedynie przekonujący zarys opowieści, zapominając o czymś najważniejszym - szczegółach? Pal licho, że w ostatniej odsłonie serii poszczególne wątki kończą się tak szybko, jak się zaczynają, pokazując widzom ich lichą konstrukcję. Najgorsze jest to, że odpowiedzialni za serial postanowili uraczyć nas scenami mocno cringe'owymi w wydźwięku, których równie dobrze mogłoby nie być, by przywołać choćby całuski Dicka i Barbary, Connera napinającego mięśnie przed Blackfire czy kuriozalne zabicie własnego syna przez Valeskę Nox. Z koli zasadnicza oś fabularna, oscylująca wokół pogoni Tytanów za Strachem na Wróble i próby zniszczenia produkowanych przez niego narkotyków, ma pretekstowe podwaliny. Ot, (nie) zabili go i uciekł. Trudno się w tym wszystkim połapać.
W tym tygodniu scenarzyści chcieli nas zabrać w samo jądro ciemności przestępczego świata Gotham. Jonathan Crane nafaszerował Jasona otumaniającymi specyfikami, by następnie dogadać się z bossami mafijnymi w kwestii dalszego rozprowadzania w mieście narkotyków. Tytani z wspomagającą ich Barbarą Gordon chcą dotrzeć do złoczyńcy; w tym celu Dick nakłania dawny obiekt westchnień do skorzystania z Oracle - puszczenie oczka w kierunku fanów komiksów trwa jednak zaledwie chwilę, skoro komisarz policji po kilku minutach decyduje się zniszczyć kontrolowane przez Crane'a urządzenie. Na przeciwległym biegunie fabularnym Kory poznaje prawdziwy powód, dla którego Blackfire zabiła rodziców obu kobiet. Rodzinna pralnia brudów przesłania działania bohaterek, które udają się przecież do Nox, próbując dogadać się w kwestii walki ze Strachem na Wróble. Kobiety sprowadzają syna przestępczyni, kulka w łeb, Starfire spala rozmówczynię żywcem, idziemy dalej. Tytani, rzecz jasna, niszczą przetwórnię narkotyków i delektują się piwkiem, a Superboy robi za chłopca na posyłki, biegnąc do sklepu po lody. W ostatniej scenie odcinka Gar odwiedza nową bohaterkę, Molly Jensen.
fot. HBO Max/Warner Bros.
Zapytacie w tym miejscu: skoro scenariusz ledwie 40-minutowego odcinka wydaje się przeraźliwie opasły, to dlaczego na ekranie właściwie nic się nie dzieje? Odpowiedź wcale nie jest taka prosta. W moim odczuciu twórcy serialu do perfekcji opanowali grę pozorów, w ramach której próbują przekonać widza, że każdy z fabularnych wątków ma większe znaczenie od rzeczywistego. To właśnie stąd wizyta sióstr z Tamaranu u Nox, kolejne ratowanie przez Connera człowieka z przyczepioną do klatki piersiowej bombą, miłosne igraszki Dicka z Barbarą, wspólne picia piwa czy udawanie, że Oracle odegra ważną rolę w całej opowieści. Przez takie podejście cierpi to, co jeszcze przed tygodniem jawiło się jako najmocniejsza strona 3. sezonu: nieuniknione starcie ze Strachem na Wróble i kontrolowanym przez niego Red Hoodem. Mocarni złoczyńcy tym razem robią za karykatury siebie samych, fundując odbiorcom obwoźną przejażdżkę po Gotham, z której w zasadzie nic nie wynika. Jeszcze gorzej, że podlana niepokojącą atmosferą konwencja poprzednich odcinków zaskakująco często zaczyna romansować z emocjonalnymi eskapadami; tradycyjnie masakrowany przez scenarzystów Superboy flirtuje z Blackfire w sposób wołający o pomstę do nieba. Nie inaczej jest z Dickiem "buteleczka zaczeka" Graysonem, który przy otwartych drzwiach w Wayne Manor nie marzy o niczym innym niż włożenie języka w usta Barbary. Niby Tytani dojrzewają, a jednak wciąż dzieciaki. Szkoda tylko, że tak głupie.
Trudno powiedzieć coś więcej o efektach specjalnych i scenach walk w
51% - może poza tym, że istnieją. Ponieważ właśnie przekroczyliśmy półmetek 3. sezonu, będzie to właściwa pora na to, aby bić na alarm. Obwołany przeze mnie w recenzji pierwszych odcinków obecnej odsłony serii "spektakularny powrót do formy" dziś budzi raczej uśmiech politowania; zaufajcie mi, że u mnie też. Brakuje fabularnych punktów zaczepienia, nowi bohaterowie w znakomitej większości rozczarowują, a ostatnia deska ratunku w postaci konfrontacji młodych herosów z Toddem i jego szalonym mentorem zaczyna coraz częściej przywodzić na myśl narracyjny przecinek. Tytani podążają w kierunku, którego zupełnie nie można przewidzieć - akurat w tym przypadku należy uznać to za ogromną wadę całego serialu. Wiele wskazuje na to, że
Titans znów nie doskoczą do pułapu produkcji spod szyldu DC z prawdziwego zdarzenia. No cóż, zawsze zostaje nam piwo i lody.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h