Dobijamy do 30. minuty nowego odcinka Titans. Superboy i Blackfire urządzają sobie przejażdżkę samochodem, rozmawiając o przyszłości ich nieoczekiwanego związku – tego samego, którego seksualna konsumpcja doprowadziła do zarwania łóżka w Wayne Manor. Zwróćcie uwagę na to, co widać wówczas za oknami auta: aż do bólu sztuczne nagranie ulicy, zupełnie nieprzystające do wydarzeń ukazanych na ekranie. Na poziomie metaforycznym cała sekwencja wydaje się doskonale obrazować to, czym stała się produkcja HBO Max. Kompletnym przestrzeleniem tematu, w aspekcie prowadzenia narracji albo gnającym na złamanie karku, albo zastygającym w ślamazarnym tempie. Jeśli widz zaczyna odkrywać, że scenarzyści przedstawili już bodajże wszystkie niespodzianki, twórcy wyciągają raz jeszcze tego samego otumaniacza w postaci demonów targających psychiką protagonistów czy mrocznego oblicza świata przedstawionego; niekiedy jest tu tak ciemno, że trudno się zorientować, co właściwie dzieje się w opowieści. A dzieje się przecież nie tak znowu wiele. Wszyscy cierpią, natomiast Strach na Wróble od kilku dobrych odsłon serii próbuje działać ze zbiornikami, w których trzyma swoje mózgotrzepy. Aż chce się zapytać: no i co z tego? W Home jest tak dziwacznie, że Jonathan Crane musi popełnić aż dwa morderstwa, byśmy zrozumieli, iż to chodzące zło: najpierw ukatrupi człowieka częstującego go jogurtem, później wyciągniętą w historii niczym królik z kapelusza matkę. Podobny zabieg wykorzystano w wątkach Starfire i Nightwinga – oboje doświadczają przecież wizji i omamów kilkukrotnie, no bo wiecie, mroczny umysł spać nie daje. Zaskakuje zwłaszcza sposób potraktowania Graysona, który, jak wszystko na to wskazywało, wcześniej uwolnił się od demonów przeszłości. Wywrotka na ulicy, przewrót na główkę i znowu widzi symbole Batmana i Robina. Trudno powiedzieć coś więcej o innych elementach warstwy fabularnej, w tym tygodniu skupionej wokół aspirującego do miana Cudownego Chłopca Tima Drake'a, wprawiających w konsternację, miłosnych popisach Connera i Komand'r, groteskowym niszczeniu instalacji wodociągowych w Gotham i zastanawianiu się nad odpuszczeniem win Jasonowi Toddowi. Ten ostatni popadł zresztą po odstawieniu narkotyków w taki marazm, że z zabicia Hanka zwierza się parze świadczącej usługi seksualne przed oczami chętnych. Teraz mam dla Was zadanie: dodajcie wszystkie powyższe wątki do siebie i spójrzcie, co wyjdzie. Nie, wynikiem na pewno nie jest dobry odcinek serialu o superbohaterach. 
fot. HBO Max/Warner Bros.
Scenarzyści stosują pogłębiarkę emocjonalnego położenia głównych bohaterów opowieści z uporem maniaka, przy czym jej przeznaczeniem wcale nie jest rzucenie nowego światła na psyche protagonistów tudzież zmiana perspektywy. Nadrzędnym celem w tym aspekcie staje się wypełnianie lichej struktury fabularnej, opartej o powtarzany do znudzenia schemat: rozmowa w Wayne Manor, wizje, miłosne igraszki i finałowa pogoń za Toddem i Strachem na Wróble. Nadal nie wychodzi, ale może kiedyś wyjdzie. Jasne, mówimy tu o młodych Tytanach, postaciach rozpostartych gdzieś między dojrzałością a tragicznymi wspomnieniami z dzieciństwa, zawieszonych na granicy dobra i zła. Problem polega na tym, że w tym samym zawieszeniu tkwią twórcy produkcji, pudrujący swoje być może nieuświadomione związki z serialami superbohaterskimi stacji The CW wątpliwej jakości odwołaniami do mrocznej tonacji i w znakomitej większości przypadków nieudanymi próbami wypłynięcia na emocjonalną głębię. Titans stopniowo tracą własną tożsamość ekranową, siłą rzeczy zamieniając się w ciąg nieskładnie posklejanych pomysłów. Jakby twórcy zdawali sobie sprawę z potencjału tkwiącego w komiksowych herosach, tylko za Chiny Ludowe nie wiedzieli, jak go właściwie wykorzystać. Widać to najlepiej na przykładzie Crane'a, który na ekranie faktycznie prezentuje się jak pierwszorzędny świr; gorzej tylko, że innego kalibru. Bliżej mu chyba do słynnego w ostatnich dniach memu "Elo mordo, jaki sosik, wariacie?".  Do podsumowania 3. sezonu pozostało 5 odcinków. Przy innym serialu powiedzielibyśmy, że to całkiem sporo czasu na to, aby zmienić fabularne trajektorie i tchnąć w całą opowieść nowe życie. W przypadku Titans o taki wniosek jednak nadzwyczaj trudno. Powodów do optymizmu nie daje ani magicznie pojawiający się to tu, to tam Tim Drake, ani rażący swoją kruchością i przewidywalnością wątek złowrogich zamiarów Crane'a. Jeszcze gorzej, że intensyfikacji uległy odwołania do wartości rodzinnych, o czym w Home wspomina Gar w kontekście ponownego przygarnięcia pod dach Wayne Manor Jasona. Mocno rozklekotana to familia. Życie jej członków najwyraźniej polega na jednej wielkiej terapii. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj