Sposób, w jaki scenarzyści podchodzą do tematyki, o której chcą odpowiadać, jest godny podziwu. Choć poruszane kwestie są kontrowersyjne, w żadnym momencie nie tracą oni kontroli nad scenariuszem. Każde słowo, każda emocja, każda scena jest perfekcyjnie zaplanowana i ma do spełnienia określone zadanie. W Masters Of Sex nic nie jest przypadkowe - wątki się płynnie przenikają, zazębiają, a na koniec zaskakują widza tym, że jedno słowo wypowiedziane trzy odcinki wcześniej może kształtować wydarzenia, które mają miejsce dużo później. Dzięki temu serial ogląda się z zapartym tchem, chłonąc wszystko to, co dzieje się na ekranie.
Bardzo dobrze wyważone zostały wszystkie odważne sceny erotyczne - nadal mają one ścisły związek z fabułą i nie stanowią jedynie pustej pożywki mającej na celu wzbudzać niezdrową sensację. Dla przykładu: podczas gdy w odcinku czwartym było ich mniej, tak przez piąty przewijają się ciągle. Owszem, stacja Showtime może pozwolić sobie na to, by nie rezygnować z dosłowności i nie boi się balansować na granicy, ale w żadnym wypadku nie można uznać tego za wadę. Opowiadanie historii najbardziej rewolucyjnych badań w dziedzinie seksu pod płaszczykiem pruderii byłoby żenujące i śmieszne. Na szczęście jest jedynie prawdziwie.
[video-browser playlist="634202" suggest=""]
Czwarty i piąty odcinek mocno przyśpieszyły fabułę zarówno w kwestii badań, jak i osobistych relacji bohaterów. Odkąd Masters i Johnson mogą na powrót działać w szpitalu, a ich praca nabrała oficjalnego statusu, z ekscytacją i energią posuwają się do przodu. Patrząc na nich i na problemy, które napotykają po drodze, bez problemu można wyobrazić sobie, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Obserwujemy, jak ścierają się w poglądach, patrzymy na zachowania poszczególnych pacjentów, a ten świat żyje przed naszymi oczami. Dodatkowo ułatwia to wspaniały klimat retro i dopracowana warstwa wizualna, która wciąż zachwyca. Prześliczne kadry czarują do tego stopnia, że zaryzykuję stwierdzenie, iż w tym momencie Masters Of Sex to serial, który dostarcza najwięcej wrażeń estetycznych.
Niezwykle interesująco obserwuje się wątki życia osobistego bohaterów. Są one prowadzone w mądry, odpowiedzialny sposób; nie stanowią zapychaczy, ale rozwijają fabułę i same postaci. Obawiałam się wprowadzenia do serial dzieci Virginiiu, ale zupełnie niepotrzebnie. Dzięki nim poznajemy ją z innej strony. Stanowi ona pryzmat, przez który patrzymy na inne kobiecie postaci (w szczególności dobrze się to ogląda w zestawieniu z Libby). Wątek jej byłego męża także miał swoje uzasadnienie - to chociażby ujawniło fascynację Mastersa swoją asystentką. Nikt chyba nie wątpi, że Bill kocha swoją żonę, ale to w Virginii jest zakochany.
[video-browser playlist="634204" suggest=""]
Michael Sheen i Lizzy Caplan są zresztą zjawiskowo zachwycający. Chemia między nimi jest namacalna, a w ciszy pada najwięcej słów. Każda ich scena to popis umiejętności aktorskich. W odcinku piątym Sheen przeszedł samego siebie - za scenę pół-niemej, rozdzierającej męskiej rozpaczy może oczekiwać zarówno nominacji do Emmy, jak i Złotego Globu. To jedna z najsmutniejszych scen w telewizji, jakie ostatnio widziałam, a rozpacz na tym poziomie potrafi grać jeszcze jedynie Clarie Danes. Reszta obsady odstaje od nich tylko w niewielkim stopniu; każdy z aktorów staje na wysokości zadania. Może też dlatego, że wszyscy bohaterowie są tak świetnie rozpisani i żaden nie jest zbyteczny. Historia młodego Ethana nabrała tempa i staje się bardziej skomplikowana, niż na początku mogłoby się wydawać.
Masters Of Sex zachwyca. Za nami kolejne dwa odcinki i każdy z nich to następne małe dzieło sztuki. Wszystko tu jest idealne - bezbłędny scenariusz, niezwykła tematyka, świetne aktorstwo, bezkompromisowe podejście do tematu, odwaga w realizacji poszczególnych scen (chyba wszyscy na długo zapamiętają cesarskie cięcie wykonane na żonie przez Williama) i klimat. Jeśli ktoś jeszcze Masters Of Sex nie ogląda, to natychmiast powinien nadrobić, by nie przegapić szansy uczestniczenia w niezwykłym, zapierającym dech w piersiach widowisku. Czegoś takiego w telewizji jeszcze nie było. I już szybko nie będzie.