To twoje lęki i fobie, kochanie
Masters Of Sex to serial jedyny w swoim rodzaju. W tym momencie żaden kanał telewizji ogólnodostępnej czy kablowej nie oferuje niczego podobnego do historii Williama Mastersa i Virginii Johnson. Kolejne dwa odcinki pokazują, że nazwanie tej produkcji najlepszą premierą jesieni było jak najbardziej trafne.
Masters Of Sex to serial jedyny w swoim rodzaju. W tym momencie żaden kanał telewizji ogólnodostępnej czy kablowej nie oferuje niczego podobnego do historii Williama Mastersa i Virginii Johnson. Kolejne dwa odcinki pokazują, że nazwanie tej produkcji najlepszą premierą jesieni było jak najbardziej trafne.
Sposób, w jaki scenarzyści podchodzą do tematyki, o której chcą odpowiadać, jest godny podziwu. Choć poruszane kwestie są kontrowersyjne, w żadnym momencie nie tracą oni kontroli nad scenariuszem. Każde słowo, każda emocja, każda scena jest perfekcyjnie zaplanowana i ma do spełnienia określone zadanie. W Masters Of Sex nic nie jest przypadkowe - wątki się płynnie przenikają, zazębiają, a na koniec zaskakują widza tym, że jedno słowo wypowiedziane trzy odcinki wcześniej może kształtować wydarzenia, które mają miejsce dużo później. Dzięki temu serial ogląda się z zapartym tchem, chłonąc wszystko to, co dzieje się na ekranie.
Bardzo dobrze wyważone zostały wszystkie odważne sceny erotyczne - nadal mają one ścisły związek z fabułą i nie stanowią jedynie pustej pożywki mającej na celu wzbudzać niezdrową sensację. Dla przykładu: podczas gdy w odcinku czwartym było ich mniej, tak przez piąty przewijają się ciągle. Owszem, stacja Showtime może pozwolić sobie na to, by nie rezygnować z dosłowności i nie boi się balansować na granicy, ale w żadnym wypadku nie można uznać tego za wadę. Opowiadanie historii najbardziej rewolucyjnych badań w dziedzinie seksu pod płaszczykiem pruderii byłoby żenujące i śmieszne. Na szczęście jest jedynie prawdziwie.
[video-browser playlist="634202" suggest=""]
Czwarty i piąty odcinek mocno przyśpieszyły fabułę zarówno w kwestii badań, jak i osobistych relacji bohaterów. Odkąd Masters i Johnson mogą na powrót działać w szpitalu, a ich praca nabrała oficjalnego statusu, z ekscytacją i energią posuwają się do przodu. Patrząc na nich i na problemy, które napotykają po drodze, bez problemu można wyobrazić sobie, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Obserwujemy, jak ścierają się w poglądach, patrzymy na zachowania poszczególnych pacjentów, a ten świat żyje przed naszymi oczami. Dodatkowo ułatwia to wspaniały klimat retro i dopracowana warstwa wizualna, która wciąż zachwyca. Prześliczne kadry czarują do tego stopnia, że zaryzykuję stwierdzenie, iż w tym momencie Masters Of Sex to serial, który dostarcza najwięcej wrażeń estetycznych.
Niezwykle interesująco obserwuje się wątki życia osobistego bohaterów. Są one prowadzone w mądry, odpowiedzialny sposób; nie stanowią zapychaczy, ale rozwijają fabułę i same postaci. Obawiałam się wprowadzenia do serial dzieci Virginiiu, ale zupełnie niepotrzebnie. Dzięki nim poznajemy ją z innej strony. Stanowi ona pryzmat, przez który patrzymy na inne kobiecie postaci (w szczególności dobrze się to ogląda w zestawieniu z Libby). Wątek jej byłego męża także miał swoje uzasadnienie - to chociażby ujawniło fascynację Mastersa swoją asystentką. Nikt chyba nie wątpi, że Bill kocha swoją żonę, ale to w Virginii jest zakochany.
[video-browser playlist="634204" suggest=""]
Michael Sheen i Lizzy Caplan są zresztą zjawiskowo zachwycający. Chemia między nimi jest namacalna, a w ciszy pada najwięcej słów. Każda ich scena to popis umiejętności aktorskich. W odcinku piątym Sheen przeszedł samego siebie - za scenę pół-niemej, rozdzierającej męskiej rozpaczy może oczekiwać zarówno nominacji do Emmy, jak i Złotego Globu. To jedna z najsmutniejszych scen w telewizji, jakie ostatnio widziałam, a rozpacz na tym poziomie potrafi grać jeszcze jedynie Clarie Danes. Reszta obsady odstaje od nich tylko w niewielkim stopniu; każdy z aktorów staje na wysokości zadania. Może też dlatego, że wszyscy bohaterowie są tak świetnie rozpisani i żaden nie jest zbyteczny. Historia młodego Ethana nabrała tempa i staje się bardziej skomplikowana, niż na początku mogłoby się wydawać.
Masters Of Sex zachwyca. Za nami kolejne dwa odcinki i każdy z nich to następne małe dzieło sztuki. Wszystko tu jest idealne - bezbłędny scenariusz, niezwykła tematyka, świetne aktorstwo, bezkompromisowe podejście do tematu, odwaga w realizacji poszczególnych scen (chyba wszyscy na długo zapamiętają cesarskie cięcie wykonane na żonie przez Williama) i klimat. Jeśli ktoś jeszcze Masters Of Sex nie ogląda, to natychmiast powinien nadrobić, by nie przegapić szansy uczestniczenia w niezwykłym, zapierającym dech w piersiach widowisku. Czegoś takiego w telewizji jeszcze nie było. I już szybko nie będzie.
Poznaj recenzenta
Katarzyna KoczułapDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat