Siostry Stern nie mają ostatnio dobrych relacji. Odkąd Dżusi wyprowadziła się z hukiem z domu, starały się nie pamiętać o swojej wzajemnej egzystencji. Pewnego dnia jednak, Dżusi wraca w rodzinne strony, by zająć się kotem swojej ciotki. A oprócz samej bohaterki, pojawiają się kłopoty, których najczęściej Dżusi jest autorką. Wkrótce rodzeństwo i ich ciotka zostają wplątane w skomplikowaną historię swojej rodziny i to właśnie Ela, starsza siostra, będzie musiała ogarnąć cały ten chaos. To, co przykuwa na samym początku uwagę czytelnika to okładka. Marta Kisiel miała zawsze dużego farta, jeśli chodzi o okładki, jednak projekt Tomasza Majewskiego to prawdziwy, magiczny majstersztyk. Świetny kontrast między kolorami, ciekawy pomysł (dobrze, że wydawnictwo zdecydowało się nie ograniczać do frontu), w dodatku wszystko wygląda jak malowane farbami – to  na pewno przykuje uwagę każdego książkoholika i spowoduje, że książka trafi do kieszeni.
A oprócz okładki na pewno nie rozczaruje czytelnika fabuła. Jednak o tym później. Najpierw wyjaśnimy sobie jedną rzecz – myli się ten, kto myśli, że Dżusi będzie główną bohaterką, co sugeruje nam opis. Po tym, jak sprawi pierwsze kłopoty, jej miejsce zajmie szybko Eleonora, która będzie (prawie zawsze) głównym motorem działań. Z jednej strony obie bohaterki są bardzo sympatyczne, ale z drugiej Eleonora to dokładnie taki typ postaci, jaki już znamy – wyciszony, żyjący w swoim świecie, który rozkwita, gdy odkrywa swoje przeznaczenie. Nie oznacza to, że Eli nie da się polubić, że jej historia nieciekawi – co to, to nie. Jednak szkoda, że autorka nie zdecydowała się wykorzystać potencjału drzemiącego w postaci Dżusi – bohaterki trochę trzpiotliwej, troszeczkę głupawej, ale za to z ogromnym charakterem. Nie jest to postać, jaka występuje w książkach fantasy, a na pewno nie jako główna bohaterka. Dlatego tym bardziej żal, że im dalej w las, tym bardziej Dżusi wykorzystywano do sekwencji komediowych. Może nie byłaby to postać lubiana przez wszystkich czytelników (choć ja po jakimś czasie ją bardzo polubiłam), ale na pewno ciekawa i inna.
Źródło: Uroboros
Jednak jeśli chodzi o samych bohaterów, to każda z postaci jest naprawdę dobrze skonstruowana i interesująca. Zwłaszcza, że podczas całej historii mamy cztery ważne postaci kobiece i każda jest inna, ma inne patrzenie na świat. Nie wszystkie postaci daje się polubić, niektóre irytują lub intrygują, ale to dobrze. Jedyny minus jest taki, że często wątki miłosne między nimi dzieją się za szybko, co trochę przeszkadza w odbiorze naszych bohaterów. Jednakże najważniejsza jest  tajemnica i jej rozwiązanie. To, że każda postać ma ważne znaczenie dla tej historii jest jak dla mnie osobiście bardzo ciekawe, choć inne osoby mogą uznać to za naciągane. Jednak  de gustibus non disputandum est – ważne, że wiele wątków zaskakuje, zwłaszcza, że samą książkę czyta się bardzo szybko, od samego początku do samego końca nie nudzi, a w odpowiednich momentach rzuca nowe „bomby” pełne informacji na znów zaskoczonego czytelnika Toń polecam zarówno starym wielbicielom dzieł Marty Kisiel (zwłaszcza, że na sam koniec czeka ich mały easter egg, który mam nadzieję, w przyszłości zmieni się na crossover przez duże „c”) jak i tym, którzy spotkania z kisielową satyrą nie uznali za swoją bajkę. Jest trochę mniej zabawnie, trochę bardziej poważnie, ale sama lektura to wciąż przyjemność!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj