Trial & Error to nowy serial komediowy, który raczy widzów czymś zupełnie nowym. Dostajemy parodię popularnych seriali dokumentalnych, w których ekipa śledzi proces w sprawie prawdziwej zbrodni.
Nie trzeba znać seriali dokumentalnych, by czerpać przyjemność z oglądania
Trial & Error. Wszystko jest dość klarownie przedstawione, przez co historia od razu kojarzy się z ogranymi, dość dobrze znanymi schematami. Twórcy przedstawiają widzowi w pierwszych odcinkach zarys fabuły, oskarżonego bohatera i jego obrońców. I na zmianę dostajemy sugestie, że Larry może być winny lub nie, więc ta część serialu jest tym, co może zaciekawić.
Parodia obecnie jest gatunkiem w odwrocie. W końcu wystarczy spojrzeć na wszelkie próby w kinie, które kończą się bardzo negatywnymi recenzjami i porażką w box office. To wszystko jednak było zawsze okraszone humorem bardzo niskiej jakości. Kloacznymi żartami, które wywoływały ból głowy i nawet największym zwolenników tego typu humoru potrafiły zniesmaczyć. Na tym polu
Trial & Error pozytywnie się wyróżnia, stawiając na jakość w rozśmieszaniu. Nigdy nic nie schodzi do żenującego poziomu, który odstraszyłby od oglądania. W obu odcinkach dostajemy płynny rozwój historii, w której każdy element jest ukazany trochę w krzywym zwierciadle. Różne motywy wykręcające rzeczywistość, reakcje bohaterów czy absurdy świata przedstawionego potrafią rozbawić i pokazać dystans oraz pomysł. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem komedię, która w taki sposób potrafi wyśmiewać, przekręcać i bawić. A mamy tu przecież postać, która lubi jeździć na rolkach. Coś, co samo w sobie brzmi niedorzecznie, ale jest tak przedstawione, że to działa. Pozytywna niespodzianka!
Satyryczny element serialu nie jest obecny jedynie w fabule czy humorze sytuacyjnym. Jest on zawarty w każdy elemencie serialu. W wydawałoby się codziennych sytuacjach, które idą w absurdalnie komicznym kierunku, dając wiele frajdy. Do tego mamy bohaterów, którzy mieli być stereotypowymi pomocnikami prawnika walczącego o niewinność oskarżonego. A stali się wesołą, pokręconą do grani możliwości grupą, która jest czasem tak idiotyczna, że aż śmieszna. Są pewne momenty, kiedy dziwność tych bohaterów może przekraczać pewne granie powtarzalności gagów, ale w większości dobrze sprawdza się to na ekranie. Szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę znakomitego Johna Lithgowa, który przypomina, że kiedyś był doskonałym aktorem komediowym.
Konwencja serialu przypomina tę z hitu
The Office (US), więc dostajemy bohaterów mówiących do ekipy dokumentalnej, która ich kręci, zadaje pytania. I ma związek z gatunkiem, który jest tutaj parodiowany w sposób całkiem skuteczny. Zdaję sobie sprawę po tych dwóch odcinkach, że nie jest to serial dla każdego. Jeśli komuś odpowiada taka przesadzona, absurdalna konwencja, będzie bawić się znakomicie. Ja czerpałem z tego wielką frajdę... W innym przypadku, po prostu serial do siebie nie przekona.
Trial & Error to dobry, zabawny wstęp do serialu, który nieźle parodiuje pewne telewizyjne schematy. Pomysłowo, ze zwariowanymi postaciami i dobrze dopracowanym humorem. Taka sympatyczna rzecz na tle wielu innych seriali komediowych.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h