Wątpliwości można rozwiać już w pierwszym akapicie. Historia, na której opiera się produkcja, jest tak dobra i mocna, że trzeba nieźle się natrudzić, aby coś tutaj zepsuć. Reżyserka nowych odcinków pozwala opowieści przejąć kontrolę, nie ingerując mocno w bieg wydarzeń. Nie porzuca jednak całkowicie zabawy formą, serwując widzom od czasu do czasu audiowizualne fajerwerki oraz dynamiczny montaż.
Po zeszłotygodniowym odcinku, w którymDanny Boyle poigrał sobie nieco z czasem i miejscem akcji, tym razem historia ma bardzo klasyczną formę. Rozpoczyna się rozgrywka pomiędzy porywaczami a Gettym. To swoiste przeciąganie liny nie jest pokazane jednak w formie trzymającego w napięciu thrillera, a w biograficznej opowieści z elementami dramatu i komedii. Twórcy, w odróżnieniu od Ridley Scott w filmie All the money in the world, nie próbują nadać formatowi charakteru sensacyjnego. Trust to dramat telewizyjny, niepozbawiony jednak odważnych i brutalnych elementów.
Omawiany odcinek daje nam możliwość zapoznania się z kastą porywaczy, ale także po raz kolejny zaprasza nas do rezydencji Gettych. Akcja przestaje pędzić na złamanie karku, twórcom udaje się wygospodarować kilkadziesiąt minut na nakreślenie podłoża psychologicznego najistotniejszych postaci, tak aby w dalszej części serialu ich motywacje i pobudki były jasne i klarowne.
Trójka porywaczy nakreślona jest wedle schematu: mięśniak – mięczak – szef. O ile takie rozwiązanie fabularne w wielu podobnych produkcjach stanowiłoby raczej sztampę, tutaj działa prawidłowo ze względu na ciekawie rozpisane interakcje między nimi a młodym Gettym. Twórcy zestawiają niewinność i naiwność hipisa z bezwzględnością kidnaperów. Sceny z teatrzyku cieni czy wspólnego polowania na grubą rybę sprawiają, że widz odnosi wrażenie, jakoby tę czwórkę łączyła mocna więź emocjonalna. Dzięki takiemu zabiegowi finał epizodu jest jeszcze bardziej sugestywny. Mimo pewnej dozy sympatii panującej między postaciami, oprawcy pozostają oprawcami, a ofiara ofiarą. Co prawda jeden z porywaczy wyłamuje się z tego schematu, ale to nie wpływa na beznadziejną sytuację, w jakiej znajduje się J.P.
Za marny los młodzieńca w dużej mierze odpowiedzialny jest jego dziadek. W omawianym odcinku Getty senior kilka razy popisuje się swoją bezwzględnością. Dzieje się tak wtedy, gdy spuszcza psy na Bogu ducha winnego ogrodnika i wtedy, gdy z uporem maniaka ignoruje sygnały świadczące o cierpieniu swojego wnuka. Aby jeszcze bardziej zintensyfikować zwyrodniały charakter Getty’ego, twórcy pokazują go niemal jako maharadżę otoczonego haremem kochanek. Człowiek żyjący w ten sposób (szczególnie w dzisiejszych czasach) nie może budzić sympatii.
Z drugiej jednak strony, bohater ten jest niezwykle szczery we wszystkim, co robi. Epizod w udany sposób podbudowuje postać milionera, pokazując go jako bardzo niejednoznaczną postać. Dzięki potędze finansowej panujące prawa moralne go nie dotyczą. Getty bawi się ludźmi, wykorzystując ich w bardzo przedmiotowy sposób. Czy w związku z tym można mówić o nim jako o złym człowieku? Odpowiedź na to pytanie będzie z pewnością kluczowa dla przesłania formatu. Wszyscy znamy przedstawianą historię. Serial, oprócz intrygi związanej z porwaniem, próbuje zaprezentować widzom przypowieść o moralności i destrukcyjnej sile pieniądza. Jakie będzie finałowe przesłanie, dowiemy się zapewne dopiero w ostatnim epizodzie, ale już teraz widać, że Trust to coś więcej niż efektowna opowieść o porwaniu wnuka milionera.
Serial bez Danny’ego Boyle’a wciąż prezentuje się wyśmienicie, choć pozbawiony spektakularnej formy, odsłania kilka braków. Postać matki J.P. jak na razie nie prezentuje niczego ciekawego pod względem charakterologicznym. Fletcher Chace w bieżącym epizodzie pozbawiony jest już charyzmy, którą brylował w drugim epizodzie. Przyzwyczajeni do eterycznej ścieżki dźwiękowej z poprzednich odsłon tym razem możemy poczuć się lekko niedopieszczeni (zwłaszcza że Dawn Shadforth jest uznaną reżyserką muzycznych teledysków).
Powyższe nie wpływa jednak na odbiór całości. Historia rodów Gettych to swoisty samograj, także pod względem scenariusza trudno tu coś zepsuć. Mocne strony produkcji wciąż przeważają, a brak wizjonerskich rozwiązań Boyle’a jest do zaakceptowania, zwłaszcza że Dawn Shadforth w udany sposób korzysta ze schedy po zdobywcy Oscara.