John Doe (Anthony Mackie) jest jednym z kurierów, których w postapokaliptycznym świecie nazywa się mleczarzami – a to dlatego, że zawsze przyjeżdżają na czas. W tej dziwnej rzeczywistości zastąpili oni pocztę amerykańską. Można powiedzieć, że przyświeca im motto w stylu: „Ni śnieg, ni deszcz, ni skwar, ni nocy mrok nie powstrzyma naszych kurierów”. Problem polega na tym, że życie takiego mleczarza jest dość krótkie. Wszystko przez różnego rodzaju niebezpieczeństwa – np. gangi, które chcą przejmować przewożone przez nich paczki, bez względu na to, co się w nich znajduje. John ma więc jedno marzenie – chciałby doczekać starości. Śni o spędzeniu emerytury w jakimś bezpiecznym miejscu. Pewnego dnia Raven (Neve Campbell) składa mu ofertę nie do odrzucenia. Jeśli w wyznaczonym czasie zrealizuje dla niej pewien kurs, w nagrodę będzie mógł zamieszkać w mieście, które jest chronione i zachowało porządek prawny sprzed dnia, gdy cały świat stanął na głowie. Oczywiście mężczyzna podejmuje się tego trudnego zadania. Nie powiem, reżyser Kitao Sakurai i John Doe mają ze sobą coś wspólnego – obaj porwali się na misję, która wydawała się niemożliwa do zrealizowania. Grając w Twisted Metal na PlayStation, nie wyobrażałem sobie, jak można z tego zrobić film czy serial. To tak, jakby ktoś powiedział, że z Carmageddon zrobi ciekawą produkcję. No nie wszedłbym w ten biznes. I byłby to ogromny błąd z mojej strony, bo wszystko wskazuje na to, że się da. Trzeba jednak znaleźć ludzi, którzy lubią nie tylko pisać, ale też grać na konsoli. Takich, którzy są w stanie dostrzec, na czym polega fenomen serii. Pierwszy sezon Twisted Metal to dopiero preludium do większej opowieści, co zapowiada nam finał. Poznajemy bohaterów, ich historie, a także świat, w którym przyszło im dorastać. A wszystko spina ze sobą starcie Johna z Agentem Stonem, czyli facetem, który chce zaprowadzić porządek w USA. Niby kierują nim słuszne pobudki, ponieważ wszędzie panuje chaos, a degeneraci obejmują władzę w poszczególnych miejscach i terroryzują zwykłych ludzi. Jednak jego metody nie różnią się od tych, które stosują likwidowani przez niego przestępcy. Linia sprawiedliwości w jego umyśle już dawno się zatarła. Teraz to on stanowi prawo.  Wszyscy fani gry czekają na to, jak wypadnie Sweet Tooth. Muszę Wam zdradzić, że jest to fajnie nakreślona postać. Dzięki głosowi Willa Arnetta bohater zyskał swój własny, niepodrabialny charakter i trochę kradnie show Mackiemu. Jest tu mnóstwo ciekawych i kolorowych postaci, które będziecie kojarzyć z gry. Oczywiście część z nich ma zmienioną biografię, by mogli urozmaicić opowiadaną historię. Wiem, że ten fakt pewnie nie spodoba się niektórym fanom, ale taki zabieg był niezbędny, by fabuła miała ciągłość i nie sprawiała wrażenia pisanej na kolanie. Na niektórych bohaterów będziecie musieli poczekać do 2. sezonu, bo twórcy dopiero ich zapowiedzieli. Nie napiszę, o kogo chodzi, by nie spoilerować. A jak wypada John? Anthony Mackie znalazł sposób na tę postać, by była komiczna, ale też poważna, gdy sytuacja tego wymaga. Wydaje mi się, że aktor podszedł do swojego bohatera na luzie i po prostu dobrze się bawił na planie. Ta atmosfera udziela się widzom podczas seansu – czyli każdy zostaje zwycięzcą. John jest zupełnie innym typem postaci niż grany przez Mackiego Falcon w produkcjach Marvela. Podoba mi się, że aktor był w stanie zbudować kogoś zupełnie innego, bo nie jest to proste. Duża w tym zasługa partnerującej mu Stephanie Beatriz. Para idealnie uzupełnia się w scenach akcji i sekwencjach komediowych. Bohaterowie nie szczędzą sobie mniejszych lub większych uszczypliwości. Są nieustępliwymi, typowymi indywidualistami. Jednak ten ich konflikt jest tak dobrze napisany i jeszcze lepiej zagrany, że po prostu dobrze się to ogląda.
fot. materiały prasowe
+8 więcej
Twisted Metal to produkcja ze średnim budżetem, więc nie oczekujcie efektów specjalnych rodem z The Last of Us. Widać czasami, że twórcy używają różnych sztuczek, by ukryć niedostatki scenograficzne. Niemniej wykreowany przez nich świat wygląda wiarygodnie i – co najważniejsze – różnorodnie. Widać, że pracowali przy nim specjaliści, którzy z małych środków byli w stanie wyciągnąć 200%. Dzięki temu produkcja urzeka również stroną wizualną. Jedną ze sztuczek, z której skorzystał Sakurai, było skrócenie długości odcinków, co pozytywnie wpłynęło na tempo. Efekty komputerowe również wpisują się w stylistykę gry. Mogę szczerze powiedzieć, że świetnie się na tym serialu bawiłem i będę zawiedziony, jeśli Sony nie da zielonego światła na 2. sezon. Potrzebujemy więcej takich ekranizacji z dystansem. Dobrze też wiedzieć, że nastała era solidnych ekranizacji gier. Długo na to czekałem. I pewnie nie tylko ja.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj