Ostatnimi czasy w polityce wiele się dzieje. Zmiany, sankcje, perturbacje, przebudowy… Grudniowo-listopadowe zawirowania mogłyby dostarczyć twórcom Ucha Prezesa materiału na kilka soczystych odcinków. Najnowszy epizod jest jednak wolny od tych tematów i skupia się na czymś zgoła innym.
Odcinki specjalne kończące poprzedni sezon obfitowały w efektowne motywy, takie jak strzelaniny, bunkry czy prezydenci USA. Pierwsza część finału drugiej serii jest w stosunku do tego bardzo kameralna. Ucho Prezesa powraca do swojej klasycznej formy – jeden gość w gabinecie na Nowogrodzkiej i długa rozmowa z Prezesem. Co prawda sekretariat pani Basia odwiedzają jeszcze goście prosto ze stadionu piłkarskiego, ale nie da się ukryć, że mają jedynie podbudować wątek toczący się w gabinecie Prezesa.
Twórcy pierwszego odcinka specjalnego stosują prosty zabieg. Minister kultury, przedstawiający Szefowi swoją wizję Polski, skontrastowany jest z ministrem spraw wewnętrznych, który koncertuje się na zgoła innych aspektach. Oba wyobrażenia paradoksalnie mają ze sobą wiele wspólnego. Mimo że minister Piotr w pięknych słowach mówi o sztuce, a Mariusz zamiata pod dywan kibolskie ekscesy, rzeczywistość obu panów jest bardzo do siebie podobna – opiera się na podwójnej moralności.
fot. Showmax
Robert Górski zrobił to znowu. Po raz kolejny udało mu się wbić szpilę rządzącym i to w bardzo zawoalowany sposób. Subtelne aluzje w monologu ministra kultury w zestawieniu z łopatologicznym przekazem płynącym z ust Mariusza tworzą zabawną i celną satyrę na naszą polityczną rzeczywistość.
Jak inaczej interpretować wizję wicepremiera Piotra, który przedstawia Prezesowi scenariusz filmu o Jaromirze K., bohaterze będącym centralną postacią polskiej przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości? Streszczenie scenariusza w wykonaniu ministra, dźwięki muzyki rodem z hollywoodzkich filmów, rozmarzone oczy Prezesa wsłuchującego się w opowieść o swoim fikcyjnym odpowiedniku – to trzeba po prostu zobaczyć. Minister kultury, snując swoją historię, używa kwiecistego języka i nawiązuje do klasyki polskiej literatury oraz kinematografii. Widać tu rękę Roberta Górskiego, który jako polonista z wykształcenia lubuje się w zabawach z dziedzictwem naszej kultury.
Po raz kolejny Robert Górski zaprasza nas do gry w wyłapywanie smaczków i ukrytych znaczeń. Nie chodzi tutaj o takie ewidentne przykłady, jak nawiązanie do seksafery Kevina S. Monolog ministra kultury pełen jest odniesień do polskiej sztuki i kultury – czasem oczywistych, czasem mocno niedosłownych. Dzięki takiemu zabiegowi Ucho Prezesa trafia zarówno do tych lubujących się w intelektualnych szaradach, jak i do miłośników klasycznego dowcipu politycznego.
Jako że 2. sezon zbliża się do końca, można pokusić się o krótkie podsumowanie całości. Otóż wciąż jest bardzo dobrze. Robert Górski – artysta z tak wielkim doświadczeniem i bogatym dorobkiem – po tylu latach działalności nie zacznie nagle tworzyć sztuki o niskiej jakości. Jak wiemy, nasza rzeczywistość polityczna jest ciekawsza niż kiedykolwiek, także komik może z niej czerpać jak ze studni bez dna.
Wystarczy spojrzeć na wydarzenia z ostatnich tygodni: zmiana przewodniczącego w Nowoczesnej, nowy premier, podpis prezydenta pod ustawami o sądownictwie, Marek Suski w kancelarii premiera, zbliżająca się niechybnie rekonstrukcja rządu. Trzeci sezon (o ile będzie) zapowiada się równie ekscytująco jak pozostałe. Przed nami jeszcze finałowy odcinek, ale na tę chwilę można uznać kończącą się serię Ucha Prezesa za kolejny wielki sukces.