Najnowszy odcinek Ucha Prezesa jest krótki i dość chaotyczny. Sprawia wrażenie, jakby twórcy chcieli podjąć w nim jak najwięcej tematów z przerwy wakacyjnej, tak aby w kolejnych epizodach przejść na spokojnie do spraw bieżących.
Już w pierwszych minutach odcinka twórcy zgotowali nam „wzruszające” pożegnanie z jedną z najbardziej charakterystycznych postaci serialu. Rzeczywisty odpowiednik Misia zniknął już ze świecznika bardzo dawno temu, ale chyba nikt się nie spodziewał, że twórcy dadzą odejść w niebyt temu bohaterowi bez pożegnania. Najnowszy odcinek jest pełen takich nostalgicznych motywów. Pełni on rolę swoistego podsumowania okresu, w którym Robert Górski i pozostali mieli wolne.
Od zniknięcia Wacława Berczyńskiego po wizytę Donalda Trumpa. Od komisji Smoleńskiej aż po kwestię uchodźców. Tematy są tutaj wystrzeliwane jak z karabinu. Jak szybko się pojawiają, tak szybko jednak znikają. Są zazwyczaj krótkim, żartobliwym elementem dłuższego dialogu, który po „odhaczeniu” ustępuje miejsca kolejnej tematyce. Takie działanie jest oczywiście zrozumiałe. Aby być na bieżąco z interesującymi wydarzeniami politycznymi w naszym kraju, trzeba jak najszybciej podsumować wszystko, co wydarzyło się latem. Trudno jednak powiedzieć, czy dobrym pomysłem było zrobienie tego w pojedynczym, krótkim, bo piętnastominutowym, epizodzie.
O ile takie działanie można jednak zrozumieć, to niespodziewany debiut Krzysztofa Rutkowskiego jest zupełnie nielogiczny. Postać ta, wraz ze swoją manierą, pozą i charakterystyczną fryzurą, jest oczywiście zabawna, jednak nie ma on przecież nic wspólnego zarówno z partią trzymającą władzę, jak i opozycją. Być może twórcy z udziałem jego oraz Ministra Wojny, będą chcieli zbudować jakiś dłuższy wątek fabularny, ale przy natłoku ciekawych bieżących wydarzeń, wydaje się to po prostu zbędne. Czy nie lepiej poświęć cenne minuty miniserialu na głębszą satyrę współczesnej polityki, niż wprowadzać tematy rodem z portali plotkarskich? Z Krzysztofa Rutkowskiego śmiejmy się przecież już kolejne dekady. Wątpliwe, czy twórcy
Ucho Prezesa zaprezentują tę postać w mniej schematyczny sposób.
No url
Podobnie sytuacja wygląda z Ojcem Dyrektorem, który w omawianym odcinku ma również swoje pięć minut. Jego
cameo jest sztampowe i mało zaskakujące. Przedstawiono go w podobny sposób, jak w dziesiątkach parodii przed Uchem Prezesa. Bogaty duchowny, przed którym klęka cała władza, to temat stary jak świat. Jego czas ekranowy można było przekazać z korzyścią Ministrowi Wojny i Odkrywcy San Escobar.
Ci dwaj panowie, tak jak w poprzednim sezonie, stają na wysokości zadania. Są najjaśniejszym punktem omawianego epizodu i śmieszą jak zawsze. Interakcje między nimi są pomysłowe i zabawne. Pokazanie ich kontaktów jak przepychanek nastolatków to świetny pomysł na parodię tych polityków z wielkim ego. Aktorska interpretacja obu postaci również stoi na wysokim poziomie. Szkoda, że nie zdecydowano się oprzeć całej osi fabularnej na tych antybohaterach. Zdecydowanie zadziałałoby to na korzyść odcinka. Skakanie po wątkach i skupianie się na mniej istotnych postaciach przy piętnastominutowej formie generuje niepotrzebny chaos w narracji.
Praca nad taką produkcją jak
Ucho Prezesa nie jest łatwym zadaniem. Twórcy muszą być cały czas czujni i na bieżąco reagować na nagłe zmiany w naszej rzeczywistości politycznej. Przerwa wakacyjna pomiędzy pierwszym a drugim sezonem nagromadziła trochę wątków, które trzeba było jak najszybciej zagospodarować, zanim przejdzie się do bardziej aktualnych wydarzeń. Miejmy nadzieję, że takie podsumowania wkrótce się skończą i twórcy już w bardziej systematyczny sposób będą traktować ostrzem satyry poszczególne motywy z naszej współczesnej rzeczywistości politycznej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h