Po drugim, słabszym (choć ciekawym ze względu na zakończenie) epizodzie, znowu mamy powrót do wątku głównego, a być może nawet do jednego z dwóch, gdyż jak wiemy, w mieście (na świecie?) pojawiła się siatka mścicieli, sama wymierzająca sprawiedliwość.

Po kolei. Proceduralna sprawa to typowy średniak z pytaniem "Ofiara czy morderca?". Tym razem pada na tzw. kameleona - młodego przedsiębiorcę, który się dorobił, a jednocześnie ma coś do ukrycia. Jak się okazuje, jest stalkerem - lubi prześladować kobiety (na swój urokliwy, oryginalny sposób), szpieguje je i możliwie, że morduje. Szybko okazuje się, że jest to po prostu smutny człowiek, który lubi spełniać zachcianki kobiet, uwodzić je i spędzać razem kilka nocy. Jego wewnętrzna pustka podyktowana jest takimi, a nie innymi wydarzeniami, o których widz dowiaduje się w połowie odcinka, żeby na końcu ładnie wszystko się zakończyło. Nie byłoby w tej sprawie nic specjalnego, gdyby nie żeńskie postaci. Do Shaw i Carter dołącza na chwilę dawno niewidziana Zoe. Ta druga zaczyna odgrywać jedną z najważniejszych ról, choć widać starania twórców, żeby także Shaw miała co robić. Ich wspólne przekomarzanki i polowanie na podejrzanego w klubie (ach, te sukienki!) są bardzo humorystyczne i doskonale rozpisane. Autentycznie bawią i nieraz na twarzy pojawia się uśmiech. Szczególnie duże pole do popisu ma Shaw, która, jak stwierdził John, "wygląda, jakby ciągle była wkurzona". Żeńska odmiana Reese'a może z czasem ewoluować, ale jest niezwykle ciekawa - zdradzona, wściekła maszyna do zabijania. Żal tylko trochę Fusco, który po wprowadzeniu nowych osób pełni rolę statysty (co wspomniano już przy okazji recenzji drugiego odcinka). Widać, że twórcy serialu przenieśli środek ciężkości na inne postacie, mocno uszczuplając rolę detektywa.

[video-browser playlist="634569" suggest=""]

O wiele ciekawszy wątek w tym odcinku to kwestia Root. Nie wiemy, czemu maszyna jej pomaga i się z nią kontaktuje; nie znamy też prawdziwych intencji Root, ale trzeba przyznać, że przygotowania do ucieczki z ośrodka, a także późniejsze jej wykonanie, dostarcza emocji. Jako że Root dopiero wróciła do gry, możemy się spodziewać jej częstszej obecności na ekranie - a jak dobrze wiadomo, jest to jedna z najciekawszych postaci w tej produkcji. 

Długo zastanawiałem się, jak ocenić trzeci odcinek. Niby mamy standardową historię proceduralną, a jednocześnie mocny akcent głównego wątku. Twórcy od trzech sezonów budują spójne uniwersum i często pojedynczy motyw odcinka łączy się z innymi w większą całość. Tak mogło być z końcówką drugiego epizodu i sprawą Root z najnowszego. Cieszy powrót Zoe, który sugeruje, że Reese może mieć stałą partnerkę (albo przynajmniej romans). Zresztą sam porusza tę kwestię z Shaw, pytając się jej, czy jest zakonnicą. Ocenę postanowiłem podwyższyć właśnie ze względu na te drobne smaczki, budujące spójny wizerunek produkcji i rozwijający charaktery poszczególnych postaci. Szczególnie zaś raduje przełom w sprawie Root, a także tańczące bohaterki w barze. Jest dobrze, naprawdę dobrze. Impersonalni nadal stanowią mocny punkt wśród seriali.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj