Wydawnictwo Zysk i S-ka postanowiło wydać cały 4 tom „A Feast for Crows” w tym samym czasie, mimo że podzielono go na dwie osobne książki. Inna sytuacja miała miejsce z „A Storm of Swords: Steel and Snow”, która w reedycjach pojawiła się odpowiednio w 2013 (1. część) i 2014 roku (2. część), przy premierach 3. i 4. sezonu „Game of Thrones”. To, co rzuca się w oczy od pierwszych chwil, to znakomita okładka, przedstawiająca Tyriona Lannistera spotykającego na swojej drodze smoka Drogona należącego do Daenerys. Jest ona dobrze znana fanom serialu, bowiem takim samym plakatem HBO reklamowało 5. serię „Game of Thrones”. Problem w tym, że okładka „Uczty dla wron” nijak ma się do zawartości. Jak dobrze wiemy, w „Uczcie dla wron” George R.R. Martin zmuszony został do solidnych podziałów bohaterów pod względem geograficznym. W efekcie książka pokazuje wydarzenia w Westeros z perspektywy postaci przebywających w Królewskiej Przystani (Cersei, Jaime), a także w Dorne i na Żelaznych Wyspach. Martin mocniej skupia się na rozwinięciu wspomnianych krain, o których dotychczas wiedzieliśmy niewiele, i przybliża rody Martellów oraz Greyjoyów. Pojawiają się też rozdziały o Sansie Stark i Aryi, a także fragmenty dotyczące Brienne. Oznacza to, że postacie najpopularniejsze wśród fanów - Tyrion Lannister, Jon Snow i Daenerys Targaryen - w „A Feast for Crows” są całkowicie pominięte! Cała trójka powraca dopiero w „Tańcu ze smokami”, który rozpoczyna się w tym samym miejscu co „Uczta…”. W 4. tomie nie uświadczymy ani sympatycznego i wiecznie pijanego karła, ani też smoków Dany, a to zdaje się sugerować nowa okładka zaproponowana przez wydawcę (lub też przez HBO). Akcja „A Feast for Crows” rozpoczyna się w momencie bardzo emocjonującym dla całej sagi i pokazuje Królewską Przystań nie tylko bez zamordowanego Joffreya, ale również bez zabitego przez swojego syna Tywina Lannistera. Na tronie zasiada młody Tommen, który jednak nie ma pojęcia o tym, jak rządzić krajem, i popada w coraz większe długi. Upadłych królów, którzy zostali pogrzebani, jest jednak więcej. Na Północy po śmierci Roba Starka sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, a wśród mniejszych rodów największy sojusz z Lannisterami utrzymują Boltonowie.  Z kolei na Żelaznych Wyspach rozpoczynają się wybory nowego przywódcy po śmierci Balona Greyjoya. Napięta atmosfera panuje również w Dorne, gdzie Martellowie pragną zemsty na Lannisterach po śmierci Oberyna Martella. Jak łatwo zauważyć, „Nawałnica mieczy” zebrała ogromne żniwo, a po uśmierceniu wielu bohaterów George R.R. Martin wprowadził na ich miejsce… jeszcze większą liczbę postaci.
źródło: materiały wydawcy
  Niestety nie był to do końca trafny wybór. Po spektakularnych zgonach, zdradach, twistach i zaskoczeniach z „Nawałnicy mieczy” „Uczta dla wron” mocno zwalnia z rozwojem wydarzeń. Martin skupia się na nowych bohaterach, próbuje pokazać ich sposób myślenia, zachowanie, charakter i znaczenie, jakie odgrywają w grze o tron. O ile jeszcze w przypadku Martellów rozdziały są dość ciekawe i zapadają w pamięć (mimo że niewiele wnoszą do całej fabuły), to znacznie słabiej wypada przedstawienie walki o władzę na Żelaznych Wyspach. Wciąż bardzo dobrze czyta się wydarzenia rozgrywające się w Królewskiej Przystani. Rozdziały z Cersei to nowość w Sadze i każdy z nich jest warty uwagi. Pozytywnie wypada też Jaime, który na przestrzeni 4 tomów mocno się zmienił i obecnie nie przypomina Królobójcy z „Game of Thrones”. Nie da się jednak ukryć, że Królewska Przystań bez Tyriona Lannistera to nie to samo miejsce. Brak pokazania wydarzeń w stolicy z perspektywy karła czuć tutaj na każdym kroku. Jaime stara się momentami ratować sytuację, ale nie zawsze mu to wychodzi. Rozpędu nabrał wątek Sansy, która w końcu przestała być gnębiona w Królewskiej Przystani i odnalazła się (dość szybko) w zupełnie nowej rzeczywistości u największego stratega w Westeros – Littlefingera. Długo czekaliśmy, by najstarsza z córek Catelyn w końcu dojrzała na tyle, aby w grze o tron odgrywać ważną rolę, i wiele wskazuje na to, że z pomocą Petyra może jej się to udać. Z wątkiem Sansy powiązana jest Brienne, której misja polegająca na odnalezieniu córek Starków szybko staje się monotonna i nużąca. Na szczęście jej finał jest znakomity i zaskakujący. Nie warto zapominać też o Aryi Stark przybywającej do Braavos. Jej wątek również rozwija się dość powoli i jest mocno tajemniczy. Podobnie jak w przypadku Brienne, kończy się małym szokiem, którego nikt z czytelników się nie spodziewał. Czytaj również: „Gra o tron” – producenci o wielkim połączeniu bohaterów Po wybitnej (w moim odczuciu) „Nawałnicy mieczy” George R.R. Martin musiał nieco zwolnić. Było to nieuniknione, dlatego też „A Feast for Crows” to książka inna niż poprzedni tom. Otwiera ona zupełnie nowy rozdział historii Westeros – krainy mocno różniącej się od tej, którą znaliśmy z wcześniejszych części. Dopiero po przeczytaniu „Tańca ze smokami” łatwiej jest zrozumieć sens geograficznego podziału bohaterów i wątków. „Uczta dla wron” to jednak nadal kawał porządnej, rozbudowanej i klimatycznej powieści fantasy, która jest zakupem obowiązkowym dla każdego fana Sagi. Nawet jeśli okładka nijak ma się do przedstawionych wydarzeń, to i tak na półce wygląda o wiele lepiej niż starsze wydania - szczególnie w twardej oprawie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj