Nie oznacza to jednak, że w tytułowym miasteczku zupełnie nic się nie dzieje. Wbrew pozorom miało już tam miejsce kilka naprawdę ciekawych wydarzeń. Problem polega na tym, że w przypadku wielowątkowych i umyślnie pokomplikowanych historii – do jakich należy przecież Defiance – łatwo przeoczyć momenty mające istotny wpływ na ich postęp. To, co wydaje się czasem natłokiem pobocznych informacji na temat świata, w jakim żyją bohaterowie może się wkrótce okazać niezbędnym ogniwem łańcucha wiążącego ze sobą wszystkie wątki. Takie przynajmniej wrażenie robi na mnie fabuła znajdująca się właśnie na półmetku pierwszego sezonu.

Twórcy nie przestają konsekwentnie poszerzać politycznego tła opowieści. Po raz kolejny Defiance ma okazję gościć emisariuszy Republiki Ziemskiej. Coraz jaśniejsze stają się też jej niecne plany, choć powód, dla którego tak bardzo chce ona dorwać niebezpiecznego wynalazcę broni masowego rażenia pozostaje nieznany. Jest jednak pewne, że gdzieś za kulisami toczy się brutalna gra o władzę, w której zmuszeni będą w końcu wziąć udział główni bohaterowie serialu. Na jaw wychodzą również kolejne podejrzane związki poszczególnych mieszkańców miasteczka z tajemniczymi osobami z zewnątrz. Okazuje się, że istnieją siły, przed którymi drżą nawet tak potężni obywatele, jak Datak Tarr.  

Siłą napędową serii pozostają pojedyncze perypetie zamieszkujących Defiance postaci. Pod tym względem szóstemu odcinkowi nie można wiele zarzucić. Zamieszanie, wywołane pojawieniem się w mieście niesławnego zbrodniarza oraz ścigającego go łowcy nagród (będącego zresztą starym znajomym Nolana) pokazane zostało w stylu starego dobrego westernu – czyli gatunku, jakim od samego początku inspiruje się produkcja. Chociaż widzowie oczekujący po serialu większej ilości akcji typowej dla fantastycznego widowiska mogą czuć się zawiedzeni, nie zmienia to faktu, że opowiadane przez twórców historie rzeczywiście trzymają poziom. Odcinek zawiera zarówno ciekawe twisty fabularne (do niemal ostatnich sekund nie wiemy, kto tak naprawdę pomógł Polowi Madisowi w uciecze z aresztu), jak i rozładowujące napięcie sceny humorystyczne (Datak Tarr poddający się zabiegowi lewatywy).  

[image-browser playlist="590856" suggest=""]

Wartym wspomnienia wydarzeniem jest także nabierająca na znaczeniu rola Quentina McCawleya. To on ze wszystkich postaci w serialu znajduje się najbliżej odkrycia prawdy o śmierci swego starszego brata, a co za tym idzie, dowiedzenia się, kto tak naprawdę stoi za atakiem na miasto. Sekwencje z udziałem chłopaka – mimo że stanowiące raczej drugi plan odcinka – przynoszą całkiem duży przełom. Ku mojemu zaskoczeniu, z jego ręki ginie osoba, która mogła z początku wydawać się jednym z głównych czarnych charakterów produkcji. Ten nagły zwrot akcji skutecznie zagęszcza intrygę, a także pozwala wczuć się nieco bardziej w dramatyczną sytuację, w jaką wplątał się dotychczas niezbyt doceniany Quentin.

Chociaż fabuła Defiance zdaje się wciąż znajdować na etapie ekspozycji, nie psuje to wcale przyjemności płynącej z jej śledzenia. Nie spiesząc się z wprowadzaniem do historii kolejnych motywów, twórcy unikają wpadnięcia w typową dla rozbudowanych epopei pułapkę. Liczba postaci i wątków składających się na opowieść nie przytłacza, a wręcz przeciwnie – daje okazję do lepszego rozeznania się w stworzonym na ekranie uniwersum. To, do pary z niezłą oprawą audiowizualną (moją uwagę po raz kolejny zwrócił bardzo trafiony dobór piosenek) powoduje, że serial nie przestaje zasługiwać na pokładany w nim kredyt zaufania.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj