Pierwsza scena, rozgrywająca się na uroczystym otwarciu fabryki układów scalonych, wprowadza wszystkie postaci dramatu, który ma rozegrać się już wkrótce. Poznajemy trzech deweloperów, którzy zainwestowali wielkie pieniądze w działalność powoli zaczynającą przynosić coraz większe zyski. Panowie cieszą się swoim sukcesem, a na dodatek stają się rozpoznawalnymi osobistościami. Na spotkaniu obecni są także przedstawiciele miejscowych władz oraz Dyrektor Urzędu Skarbowego i Prokurator Okręgowy. Dwóch ostatnich szybko zaczyna zastanawiać się, w jaki sposób młodym ludziom udało się zebrać pokaźną sumkę umożliwiającą otwarcie fabryki. Postanawiają rozpocząć własne "śledztwo" - czy raczej "zacząć węszyć" w papierach firmy - by odkryć "tajemnicę", przy okazji nie obawiając się przekraczania granic moralnych i instytucjonalnych. "Działamy w granicach prawa" wykręcają się w jednej ze scen, co świadomie kontrastuje z metodami, które stosują wobec "podejrzanych".

Intryga poprowadzona jest precyzyjnie, choć wiele jej elementów ukazanych jest w zbyt łopatologiczny sposób - kawa na ławę, wprost. Niektóre z kluczowych momentów dałoby się przedstawić nieco subtelniej, z korzyścią dla całości obrazu. Kilka scen pokazuje, że takie zagrania sprawdzają się na ekranie. Szczególnie wymowna jest kulminacyjna wymiana zdań, podczas której następuje moment długiej ciszy, za którą jednak kryją się bardzo konkretne treści, łatwo wyczuwalne dla widza. Gdyby podobne zagrania udało się zastosować częściej, film Bugajskiego stałby się ciekawszy. W formie, w jakiej zaprezentowano go widzom, jest jedynie przyzwoity. Za dużo w nim uwag wprost, wypowiedzianych zbyt dużymi literami, jak gdyby za nic mając sobie subtelne podejście do problemu. Tematyka obrazu skłania do refleksji, gdyż w dość prosty sposób ukazuje wpływ władzy na życie jednostki oraz wszechobecny "układ", wobec którego człowiek jest zupełnie bezbronny. Dzieło Bugajskiego spokojnie mogłoby się też obyć bez kilku scen, których wycięcie czy skrócenie wpłynęłoby na poprawienie dramaturgii zdarzeń. A tak - film wytraca całkiem niezłe tempo narzucone na początku. To zaś sprawia, że ogląda się go z pewnym zmęczeniem. Zamiast porywać, seans chwilami się dłuży.

Sytuacji nie poprawiają aktorzy, których umiejętności bardzo się od siebie różnią. Najlepszy jest Janusz Gajos jako maestro całej operacji, człowiek niepozorny, a jednak skrywający pod płaszczem miłego człowieka wiele znakowanych kart i potajemnych ciosów. Sposób, w jaki potrafi przejść od sympatycznej rozmowy do precyzyjnego uderzenia w najczulszy punkt "przeciwnika", ogląda się ze sporą satysfakcją. Młody prokurator Sadowski przechodzi nagłą przemianę charakteru pod wpływem zdarzeń, których jest współtwórcą. Wojciech Żołądkiewicz całkiem nieźle wywiązał się z postawionego przed nim zadania i dość dobrze oddał bolączki człowieka, który walczy ze sobą o zmianę wewnętrznych zasad. Wiarygodni są także trzej pokrzywdzeni, czyli właściciele fabryki, która staje się przedmiotem intrygi. Najgorzej wypadła Magdalena Kumorek, która grała swoją postać na granicy wiarygodności. Jej bohaterce brakuje wyrazistego rysu charakterologicznego, zaznaczonego przez aktorkę, by móc uwierzyć w istnienie takiej osoby. Sceny z jej udziałem wyraźnie odstają od reszty. Kumorek nie udźwignęła roli, czyniąc ze swojej bohaterki postać jednowymiarową.

[image-browser playlist="591936" suggest=""] ©2013 Kino Świat

Mimo wszystkich mankamentów, filmowi Ryszarda Bugajskiego udaje się utrzymać poważny, posępny klimat, bez popadania w zbyt podniosłe tony. A jednak słowem, które najlepiej charakteryzuje opowieść, jest wyraz "ciężkostrawny". Niełatwo bowiem przełknąć pewne zagrania reżysera i aktorów. Uwierzenie w niektóre pomysły formalne niepozbawione jest wysiłku. Układ Zamknięty jest filmem ciekawym, podejmującym interesujący temat. Gdyby realizacja była nieco mniej toporna, oglądałoby się go jeszcze lepiej. Ową cechę najlepiej widać w sekwencjach opisujących reakcje na nalot Agentów CBŚ na domy bohaterów. Liczba nieszczęść, które wynikają z tego faktu, w pewnym momencie przekracza dozwolone natężenie nieprawdopodobnych zdarzeń. Scenarzyści posunęli się o krok za daleko, by utrzymać znamiona wiarygodności. Sprawia to wręcz wrażenie, jakby twórcy chcieli podbić dramaturgię prawdziwych zdarzeń, na których opiera się filmowa opowieść. Z marnym skutkiem. Warto jednak zwrócić uwagę, że film nie popada w śmieszność mimo natłoku zbytniej dawki niewiarygodnych wydarzeń.

Układ Zamknięty to ciekawa produkcja, jednak niepozbawiona wad, które ciążą filmowej materii. Temat, a nawet większość scenariusza, nadają się na prawdziwie mocne, poruszające kino, dotykające społecznego problemu. Ostateczny wygląd filmu sprawia jednak, że jego przekaz jest zbyt nachalnie akcentowany widzowi, nad czym trudno przejść do porządku dziennego i zwyczajnie przyklasnąć twórcom. Mogli postarać się odrobinę bardziej.

Za umożliwienie uczestnictwa w seansie filmu dziękujemy Multikino.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj