Ultimate X-Men. Tom 4 przedstawia historię prostą, ale za to bardzo komiksową i w stylu mutantów, więc to zdecydowanie jedna z przyjemniejszych lektur z serii wydawanej przez Egmont.
Po ostatnich konfrontacjach z Ultimates i Magneto, nasi bohaterowie mogą wreszcie zająć się leczeniem ran, także tych wewnętrznych. W Ultimate X-Men. Tom 4 dostajemy kilka momentów na złapanie oddechu, kiedy tytułowa drużyna spędza ze sobą czas i chwyta drobne chwile spokoju. Daleko wakacyjnego nastroju jest jednak Wolverine, który powraca do Nowego Jorku, a jego tropem podąża tajemniczy oddział żołnierzy. Już na pierwszych stronach dochodzi do masakry, ale na szczęście czynnik regenerujący Logana nie zawodzi. Zanim jednak skonfrontuje się ze swoimi przeciwnikami, będzie musiał skorzystać z pomocy Spider-Mana oraz Daredevila.
Jasnym jest bowiem, że każda wizyta w Nowym Jorku oznacza spotkanie kogoś z tej dwójki. Logan ma to szczęście, że spotyka ich obu jednocześnie i można powiedzieć, że w pewnym sensie uliczni herosi ratują mu skórę. Pierwsza część tomu skoncentrowana jest wokół Logana i jego tymczasowych partnerów, ale wątek związany z jego przeszłością i programem X powraca w dalszej części komiksu. Zostaje to sprawnie połączone z nowymi motywami, które w klarowny sposób łączą się z główną osią fabularną i nie są w żaden sposób sztuczne lub wymuszone. W stolicy kraju, prezydent Stanów Zjednoczonych myśli nad tym, jak zjeść ciastko i mieć ciastko w sprawie mutantów, a świetnym rozwiązaniem wydaje mu się pomysł Emmy Frost. Nowa postać w uniwersum Ultimate chce edukować społeczeństwo na temat mutantów, a prezydent widzi w tym szansę na utrzymanie zadowalających wyników w słupkach wyborczych. Powstaje więc nowa drużyna mutantów, która ma niejako antagonizować ekipę X-Men.
Za scenariusz tym razem odpowiada Brian Michael Bendis i oferuje nieco luźniejsze podejście do tematu od Marka Millara. Mamy lżejszy ton, robi się bardziej komiksowo, ale kontynuowane jest za to poszerzanie uniwersum Ultimate. Pojawienie się Spider-Mana, Daredevila, Nicka Fury'ego i Czarnej Wdowy nie jest jednak wadą tego komiksu, a ciekawym uzupełnieniem. Goście nie przeszkadzają w odbiorze historii i pozwalają na stworzenie ciekawego wycinka z historii Logana, który przy interakcji z innymi herosami otwiera się i uświadamia sobie, jak ważne jest wsparcie innych. W zaplanowanej przez Bendisa historii nie brakuje oczywiście rozterek nastolatków i rozwijania wewnętrznych animozji. Grupa musi na nowo zaufać Loganowi, a ten ma świadomość, że nie będzie to łatwe zadanie. Mam jednak wrażenie, że autor próbuje naprawić to, co było szczególnie nieudane w historii Millara, a mianowicie wątek z zostawieniem Scotta Summersa na śmierć przez Wolverine'a.
Nie wszystkie relacje udaje się jednak poprowadzić w dobrym kierunku i blado wypada chociażby wprowadzenie Warrena Worthingtona, który doczekał się interakcji tylko z dwójką X-Men - Storm i Loganem. Motyw powiązania mutanta z aspektami religijnymi miał potencjał, ale zostało rozwiązane w sposób banalny i wystarczyło na to dosłownie kilka stron. Największy minut stanowi jednak wątek Hanka McCoya. Od dłuższego czasu Millar nie miał pomysłu na tę postać, chociaż próbowano lawirować między jego introwertyczną naturą i dotkliwymi konsekwencjami starć z przeciwnikami X-Men. Bendis nie daje swojej postaci przez ponad połowę tomu wypowiedzieć słowa, by następnie skierować go ku opuszczeniu ekipy Xaviera i dołączenia do drużyny Emmy Frost. Scenarzysta chyba jednak spostrzegł, że nie klei się to najlepiej i wybrał łatwą drogę na rozwiązanie tej sytuacji. W zasadzie cały końcowy akt ratuje widowiskowość, bo jednak ekspresowe rozwiązania fabularne nie prezentują się najciekawiej.
Wreszcie za to od strony wizualnej nie można powiedzieć złego słowa. Za rysunki odpowiadał David Finch i chociaż nie jest to kreska szczególnie artystyczna, to jednak bardzo solidna i konsekwentna oprawa wizualna od pierwszej do ostatniej strony jest tym, co lubię w tego typu wydaniach najbardziej. Tom 4 jest dzięki temu spójne, a wybrana stylistyka pasuje do historii X-Men w wydaniu Ultimate.
Ultimate X-Men od Bendisa jest lekturą swobodną, można całość przeczytać bardzo szybko i właśnie ta lekka, sprawna narracja jest dużą siłą czwartego tomu. Historia nie jest szczególnie skomplikowana, a intryga nie ma tym razem wyraźnego i ciekawego wroga, ale pozwala to na złapanie oddechu po ostatnich starciach z Magneto. Obrany przez Bendisa ton pomaga w czerpaniu przyjemności i począwszy od żartów Spider-Mana po widowiskowe starcie X-Men z Sentinelami, można zaliczyć ten tom do kolejnej udanej pozycji z serii Ultimate.