UnREAL” zaskoczyło nas znakomitym otwarciem, ale oczywiście ten poziom trzeba było utrzymać, a bohaterów i formułę rozwijać. Kolejne odsłony potwierdzają, że twórcy mają solidny pomysł na ten serial, a on sam - potencjał, aby pobyć na antenie trochę dłużej niż 1 sezon. To zbyt miła niespodzianka, żeby miała się skończyć po zaledwie 10 odcinkach. W centrum tej opowieści mamy nadal Rachel oraz Quinn, ale systematycznie dowiadujemy się więcej o pozostałych postaciach – nawet tych z pozoru płytkich i jednowymiarowych uczestniczkach programu wewnątrz serialu, czyli „Everlasting”. Kawaler do wzięcia też przeżywa całkiem ciekawe przygody. Producenci nadal starają się stworzyć nowy sezon show pełen zwrotów akcji i sensacyjnych momentów. Aby to uczynić, potrzebują złoczyńcy – dziewczyny, którą widzowie mają kochać nienawidzić, takiej, która zawsze porządnie namiesza. Quinn miała idealną kandydatkę do tej roli, ale ta odpadła na samym starcie przez machinacje Rachel, więc trzeba znaleźć nowy czarny charakter. Z każdą kolejną minutą „UnREAL” można pomyśleć, że najlepsze reality show na świecie powstałoby, gdyby jeszcze jedna ekipa z kamerami kręciła z ukrycia tych, którzy tę szopkę tworzą. Mało kto tu choćby udaje, że ma jakieś skrupuły, gdy nadarza się okazja zrobienia materiału wideo z jakąś kłótnią czy szarpaniną. Niezależnie od kontekstu całej sytuacji można za takie coś zgarnąć sporo gotówki w wymiętoszonej kopercie. Interes jak w jakiejś obskurnej alejce – ale niemal każdy tam potrzebuje kasy, szczególnie Rachel. [video-browser playlist="712538" suggest=""] Od początku było widać, że ta bohaterka jest ewidentnie rozdarta przez to, co robi. Jednocześnie zdaje sobie bowiem sprawę z dwóch rzeczy: jest w tym przeraźliwie dobra, ale pomału zabija ją to od środka. Jeszcze bardziej akcentuje to 3. odcinek („Mother”), który przedstawia nam rodziców Rachel, a wiele rzeczy związanych z jej sposobem bycia nagle staje się o wiele klarowniejsze. Zresztą ten epizod był inny niż poprzednie dwa – bardziej kameralny i osobisty. Wydawało się, że Quinn to zimna kobieta bez serca, ale scenarzyści dość szybko sprawili, że zaczynamy się z nią utożsamiać i jej współczuć. Wątek jej romansu z twórcą „Everlasting” z początku pachniał telenowelą, ale z czasem nabrał rumieńców. „UnREAL” bardzo oryginalnie podchodzi do swoich głównych postaci, mamy tu bowiem plejadę antybohaterów, którzy od samego początku robią na nas negatywne wrażenie i trudno ich od razu polubić. Szczerze – to raczej niespotykany w telewizji zabieg. Zwykle jest na odwrót. Jednak jest w tym coś, co każe nam oglądać dalej i przyciąga przed ekran, szybko okazuje się bowiem, że to nie są wcale tacy okropni ludzie. Odkrywanie ich zalet i pozytywnych cech, które uczłowieczają ich w naszych oczach, jest mocną stroną produkcji. Do tego stopnia, że chce się im kibicować, aby się z tego zepsutego świata wydostały. Co ciekawe, produkcja Lifetime sprawdza się też na innym poziomie - nie tylko jako soczysty dramat obyczajowy, ale również jako reality show. Uczestniczek walczących o względy brytyjskiego bogacza jest coraz mniej i rywalizacja staje się bardziej zacięta. Naprawdę można się w to wciągnąć i zacząć kilku kandydatkom mocno kibicować. One też z każdym odcinkiem stają się coraz bardziej interesujące. Czytaj również: „Bates Motel” – powstaną 2 kolejne sezonyUnREAL” ma chyba szczęście, że jest emitowane na takiej stacji jak Lifetime, gdzie wymagania względem oglądalności nie są tak wygórowane jak w przypadku kanałów ogólnodostępnych. Oby to faktycznie zaowocowało 2. sezonem, bo to prawdziwa telewizyjna perełka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj