Przypuszczam, że wielu widzów serialu Reign musi mieć podobnie dziwne wrażenie, gdy patrzy na Toby Regbo w roli Æthelreda z Mercji. Początkowo wydaje się wręcz wyjęty z poprzedniego serialu. Szczególnie do momentu ślubu, gdy rzuca słodkie słówka córce Alfreda i zalotnie się do niej uśmiecha. Tutaj należą się brawa dla twórców serialu, którzy potrafią stworzyć coś sprzecznego z oczekiwaniami. To jak z sympatycznego Æthelreda tworzą bezwzględnego potwora i oprawcę swojej małżonki, jest godne uznania. W tych scenach młody aktor wypada zaskakująco przekonująco, mrocznie i antypatycznie. Staje się w pewnym sensie nowym złoczyńcą serialu, któremu spokojnie będzie można życzyć śmierci z rąk Uthreda. Oby jak najszybciej. Relacja Uthreda i Alfreda staje się coraz bardziej problematyczna w tym serialu. Mam tak naprawdę to samo wrażenie co bohater, gdy Alfred po raz kolejny się go czepia. Czuję się zmęczony przeciąganiem tej nieufności, które doprowadzają do dość absurdalnych decyzji Alfreda. To wszystko jest dobrze pokazane, wiarygodnie usprawiedliwione i ważne z punktu widzenia fabuły. Nie mogę jednak poradzić na to, że odczuwam niesmak ciągłą nieufnością, która nie do końca jest dobrze podbudowana fabularnie. Biorąc pod uwagę, ile Uthred zrobił dla Alfreda, jest to trochę nieprzekonujące, ale zarazem mam świadomość, że religia i strach przed Uthredem odgrywa ważną rolę. Stąd też mieszane odczucia – szczególnie że wszyscy doradcy Alfreda (poza żoną, ale ona zawsze jest na "nie") oddaliby życie za Uthreda. Może to właśnie to jest problem? Za bardzo mu ufają i włącza mu się strach przed rywalem? Poirytowanie Uthreda w tej kwestii jest zrozumiałe, ale częściowo to też jego wina. Dlaczego nie wyjawił więcej informacji o swoim wyjeździe? Kilku słów więcej uspokoiłoby sytuację. Liczę, że ta relacja dojdzie w końcu do jakiegoś punktu. Cieszy mnie fakt, że Uthred nie dał się nabrać na ich podstęp z Bjornem. Szkoda, że w tej kwestii Aethelwold stał się dziwacznym fanatykiem. To odarło tę postać z pozytywnych cech, które jeszcze niedawno prezentował w tym sezonie. Teraz ciągle gada to samo, co nie przynosi żadnego efektu. Negocjacje z braćmi wypadają emocjonująco. Szczególnie, gdy dochodzimy do walki księdza z wikingiem. W tym miejscu warto pochwalić twórców za detale. Pamiętamy, że kilka odcinków temu, gdy postać się pojawiła, wspominała, że była wojownikiem. Ten motyw tutaj procentuje. Niby nic nie znaczący szczegół, a jednak okazał się ważniejszy, niż mogliśmy przypuszczać. Brawa dla scenarzystów. Atak armii Wessex i Mercji na Londyn jest zaskoczeniem. Wiedzieliśmy, że bracia coś szykują i będzie to pułapka. To jest fakt sugerowany dość wyraźnie. Spodziewałem się jednak jakiegoś ataku z zaskoczenia, zasypaniu armii gradem strzał czy coś w tym guście. Zwłaszcza, gdy spanikowany Uthred krzyczy, by nie łamać formacji. To, co jednak ostatecznie się okazuje, jest niespodzianką. Niesamowicie ekscytującą i przemyślaną. Atak wikingów na prawie nie broniony obóz to dobry zwrot akcji, które wiele namiesza w serialu. Zwłaszcza, że los córki Alfreda nie jest znany (ach te cliffahngery!). Brawa dla twórców za to, jak nakręcili ten atak. Jedno długie ujęcie z cudnym ukazaniem chaosu bitwy! Naturalne skojarzenie jest z tym, co zrobili w bitwie w Grze o tron z Jonem Snowem po środku wydarzeń. Tylko tutaj jest bez efektów komputerowych, z dobrym pomysłem i wykonaniem. Chaotyczna praca kamery może ciut przeszkadzać, ale jednocześnie ona dobrze podkreśla chaos i rzeź. Robi wrażenie. Cieszy mnie, że The Last Kingdom trzyma tak dobry poziom. Opowiadana historia wciąga, emocjonuje i chce się tylko więcej. Zwłaszcza po tak emocjonującej końcówce!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj