Film rozpoczyna się mało atrakcyjnymi scenami. Widzimy bowiem Roberta Pattinsona, który siedzi w ciemnym, obskurnym pokoju. Na pierwszy rzut oka jasne jest, że bohater cierpi ogromną biedę. Dla kontrastu reżyser podaje nam przebitki ukazujące przepych i zbytek w jakim pławią się wyższe sfery Paryża końca XIX wieku. George Duroy zbiera ostatnie grosze i idzie napić się w jednej ze spelun. Tam spotyka swojego przyjaciela z wojska. Charlesowi Forestierowi powiodło się znacznie lepiej niż George`owi. Ma piękną żonę, jest bogaty i pracuje w świetnie prosperującej gazecie. Postanawia pomóc dawnemu towarzyszowi broni. Ten wieczór wprowadza w życie Duroy wielkie zmiany. Od tej pory bowiem zagości w świecie wielkich pieniędzy, polityki i…. znudzonych kobiet.

[image-browser playlist="602035" suggest=""]©2012 Monolith Films

Fabuła „Uwodziciela” z początku może wydawać się rozpaczliwie płytka. Jej jednowątkowość nieco odstrasza. Dostajemy bowiem historię cwaniaczka, który dzięki czarowi osobistemu i brakowi jakichkolwiek skrupułów mości sobie miejsce w wielkim świecie. Do tego główną postać gra Pattinson, którego świat już zaszufladkował jak ckliwego wampira. A zatem jeszcze jeden słodki romans? Nic bardziej mylnego.

Jeszcze przed obejrzeniem filmu warto zapoznać się z twórczością Guya de Maupassanta. „Uwodziciel” jest ekranizacją powieści pod tym samym tytułem. Wszystkie utwory Maupassanta cechuje powszechny dekadentyzm. Człowiek ukazany jest jako istota słaba, zagubiona we wrogim mu świecie. Miłość, to najważniejsze uczucie, zobrazowane jest jako popęd mający na celu przedłużenie gatunku lub osiągnięcie własnych celów.

[image-browser playlist="602036" suggest=""]©2012 Monolith Films

Duet reżyserski Declana Donnellana i Nicka Ormeroda zrealizował te założenia w sposób perfekcyjny. Obaj panowie idąc z „Uwodzicielem” pod rękę debiutują na wielkim ekranie, ale udało się im stworzyć film dobry i przekonujący. Scenografia i kostiumy są bardzo starannie dobrane i odtworzone. Całość jednak nie ma w sobie nic niezwykłego i nie odbiega, od opowieści osadzonych w podobnym realiach.

Znacznie większy nacisk położono na emocje. Uczucia, które targają bohaterami opowieści są niemal namacalne. Gdy Duroy wkracza na salony, niemal czuć falujące w powietrzu feromony. Jednak nie powinniśmy mieć złudzeń, co do tego, czyja jest to naprawdę zasługa.

Owszem, Robert Pattinson pokazał, że jest niezłym aktorem, jednak prawdziwe clou programu stanowiły jego ofiary. Udział w filmie takich aktorek jak Christina Ricci oraz Kristin Scott Thomas przesądził o całej wymowie opowieści. Szczególną uwagę warto poświęcić wyemancypowanej Madeleine Forestier. Uma Thurman po raz kolejny pokazała swój warsztat . Właśnie ją na ekranie widać najbardziej. Z pewnością jest to także zasługa dynamiki postaci jaką gra, niemniej aktorka oferuje nam emocje i siłę charakteru w najczystszej postaci. Kobiety grane przez Ricci i Scott Thomas wypadają nieco bardziej blado. Niemniej przyjemnie się je ogląda. Gdybym miała porównać te dwie panie, to najlepiej w swoją rolę wcieliła się Scott Thomas.

[image-browser playlist="602037" suggest=""]©2012 Monolith Films

Po seansie spotkałam się z opiniami, że Robert Pattinson znów grał jednym wyrazem twarzy. Proszę mnie nie zrozumieć źle, nie chcę bronić aktora, ale zanim zaczniemy oceniać warsztat przyjrzyjmy się postaci, jaką gra dana osoba. Georges Duroy jest prymitywnym facetem, który zdobywa kobiety ładną buzią i brakiem skrupułów. Czy po takim kimś należy spodziewać się finezji i wachlarza emocji? Chyba niekoniecznie. Niemniej polecam uwadze sceny, gdy nasz bel ami wpada w szał. Wtedy człowiek zaczyna się zastanawiać, czy przypadkiem nie ma on zadatków na psychopatę.

Warto nieco miejsca poświęcić muzyce. Do „Uwodziciela” stworzyła Rachel Portman znana z tak magicznych ścieżek dźwiękowych jak z filmu „Czekolada”. Muzyka podobnie jak fabuła przebiega na dość równym poziomie. Cały czas przewija się jeden motyw muzyczny z przewagą pianina i skrzypiec. Ma on w sobie sporo lekkości i figlarności. Jednakże gdy na ekranie rośnie dramatyzm, z ekranu płyną mroczniejsze dźwięki. Niestety, nie jest to muzyka na tyle interesująca, żeby sięgać po nią dla przyjemności. Bez filmu soundtrack może się znudzić.

[image-browser playlist="602038" suggest=""]©2012 Monolith Films

Pojawia się jednak pytanie, czy jest to zwykłe romansidło tudzież opowieść propagująca skakanie z łóżka do łóżka? Nic bardziej mylnego. Film posiada tak zwaną drugą warstwę. Żeby się do niej dostać potrzeba nieco intelektualnego wysiłku, ale warto. Wtedy docenimy w pełni gorycz obrazu. Pod kolorowymi sukienkami i atłasową pościelą kryje się świat pełen samotności i wyrachowania. O uczuciach nikt już nie pamięta, są tylko interesy i pożądanie. Gdzieś poza oparami namiętności toczy się wielka polityka, którą rządzą mężczyźni. I to jest właśnie inna płaszczyzna filmu, która bezlitośnie obnaża wszystkie słabości głównego bohatera. W tym filmie nie ma nic, co by mogło natchnąć widza do jakiejś pozytywnej refleksji. Jest to kwintesencja zepsucia. Apogeum stanowi zakończenie filmu. Nie wiadomo, czy zakląć szpetnie, czy załamać się. Więcej nie zdradzę.

Uwodziciel” nie jest dziełem wybitnym. Mam przykre wrażenie, że gdyby nie kreacje głównych bohaterek byłby to kiepski film. Historia jest na tyle mało atrakcyjna, że bez odpowiedniej dawki emocji płynącej z gry wspomnianych pań, można byłoby zasnąć podczas seansu. Niemniej Robert Pattinson całkiem umiejętnie zaczyna wychodzić z roli Edwarda Cullena, jego warsztat aktorski powoli robi się całkiem obiecujący. Podobne wrażenie mam odnośnie twórców filmu. Zarówno w kwestii scenariusza jak i zdjęć, o reżyserii nie wspominając, mamy do czynienia z zupełnie nieznanymi nazwiskami. Jednak jak na debiut wypadli całkiem dobrze, pozostaje nam tylko oczekiwać dalszych produkcji.

Ocena: 6+ /10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj