Produkcji anime na platformie Netflix przybywa w coraz szybszym tempie. W styczniu pojawił się pierwszy odcinek produkcji, o której w światku japońskiej popkultury było głośno już od dawna.
Studio Kyoto Animation wie, jak promować swoje produkcje. Zwiastun Violet Evergarden pojawił się bowiem już w maju… 2016 roku. W dodatku prezentujący absolutnie przepiękną animację z towarzyszeniem spokojnej i klimatycznej muzyki. Tym samym spirala zachwytu zaczęła się nakręcać wraz z pojawianiem się kolejnych zapowiedzi i informacji o produkcji. Czy warto było czekać? Z całą pewnością.
Serial anime
Violet Evergarden zadebiutował niedawno w serwisie Netflix, powiększając tamtejszą kolekcję produkcji rodem z Japonii, która zaczyna robić coraz większe wrażenie (dodanie
Fullmetal Alchemist: Brotherhood to mistrzowskie posunięcie). Niestety widzowie przyzwyczajeni do oglądania od razu całych sezonów mocno się rozczarują, ponieważ wyjątkowo emisja ruszyła równolegle z nowym, zimowym sezonem anime, czyli kolejny odcinek będzie się pojawiał tradycyjnie co tydzień.
Violet Evergarden to 14-odcinkowa adaptacja dwutomowej serii powieści light novel (historia: Kana Akatsuki, ilustracje: Akiko Takase). Powieść wygrała w konkursie organizowanym przez Kyoto Animation w 2014 roku, czego skutkiem jest powstanie serialu właśnie. A o czym opowiada ta tak wyczekiwana produkcja?
Tytułowa
Violet Evergarden to młoda kobieta, której życie do tej pory ograniczało się do walki na froncie. Po czterech latach wojna, dzieląca kontynent w świecie, przypominającym początek XIX wieku, zakończyła się. Violet była do tej pory tylko i wyłącznie bronią, osobą zdającą się przypominać człowieka tylko z pozoru, ponieważ niewiele w niej uczuć i empatii. Sens jej życiu nadawała tylko jedna osoba – major Gilbert Bougainvillea. Niestety – ostatnim razem, kiedy Violet widziała majora, ten umierał na jej oczach, zaś ona sama straciła ręce. Violet poznajemy po zakończeniu wojny, kiedy były już pułkownik Hodgins zabiera ją do Leiden, stolicy państwa zwanego Leidenschatflich. Violet trafia do krewnych majora Gilberta i rozpoczyna nową pracę – na poczcie. Tam odkrywa, że sortowanie listów nie pomoże jej w odkryciu znaczenia ostatnich słów umierającego majora. Violet postanawia pracować jako tzw. Samozapamiętująca lalka (ang.
Auto Memories Doll), pomagając klientom niepotrafiącym pisać w przelaniu ich uczuć na papier.
Pierwszy odcinek niewiele wyjaśnia, a największą tajemnicą jest sama Violet. Jest ona osobą chwilami do tego stopnia pozbawioną empatii i zrozumienia dla uczuć innych, że chcąc nie chcąc, nasuwają się skojarzenia związane z autyzmem. Z drugiej strony, reminiscencje jej wojennych przeżyć jasno pokazują, jak wiele w niej emocji – dziewczyna po prostu nie potrafi ich nazwać, ba – kompletnie ich nie rozumie. Rzeczywiście przypomina w tym lalkę, rozumiejącą wszystko dosłownie, nie potrafiącą samodzielnie podejmować decyzji bez rozkazów przełożonych. Ukrywana po zakończeniu wojny Violet zdaje się kimś więcej, niż człowiekiem ze srebrnymi protezami rąk. Dopiero jej decyzja o podjęciu nowej pracy wyraźnie wskazuje, że postanawia ona dowiedzieć się czegoś więcej nie tylko o ludzkiej naturze, lecz także o sobie samej. I o tym, co powiedział jej major.
Już teraz widać, w którą stronę skręci fabuła – szykują się okruchy życia, poprzetykane zapewne codziennością pracy na poczcie, a także odwiedzinami jej klientów. Mam nadzieję, że twórcy nie oszczędzą nam większej liczby migawek z przeszłości Violet, ponieważ póki co to postać dość tajemnicza, a także ociupinkę irytująca. Nie twierdzę, że nie da się jej znieść – po prostu trzeba pogodzić się z tym, że ogląda się bohaterkę, której jedyna wiedza o życiu ograniczała się do pola bitwy. Można się zastanawiać, co tak wyjątkowo niepasująca tam osoba na wojnie robiła – oby i to zostało wyjaśnione. Co do strony graficznej – cud, miód i malina, posypane orzeszkami i lukrem, bitą śmietaną oraz wszystkim, co najlepsze. Kyoto Animation w większości swoich produkcji zawsze stawiało na wspaniałą oprawę graficzną – w przypadku
Violet Evergarden już teraz widać, że nie szczędzono wysiłku animatorów i pieniędzy, żebyśmy wszyscy po seansie byli oczarowani. Nie ma w tym odcinku wiele dynamicznych scen, jednak szczegółowy wygląd bohaterów i ich żywa mimika same w sobie stanowią olbrzymi plus. Violet jest po prostu prześliczna – co tu więcej mówić. Muzyka także świetnie wpasowuje się w klimat tej historii.
Na razie ciężko nazwać
Violet Evergarden arcydziełem, jak zrobiło to już wiele fanów anime – jeden odcinek to zdecydowanie za mało, aby ocenić historię, która dopiero szkicuje nam fabułę. Wierzę jednak, że ta opowieść o kobiecie, szukającej swojego miejsca na świecie, będzie co najmniej bardzo dobra.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h